Steve:
- Do następnego razu, Peggy – powiedziałem, pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z sali.
Westchnąłem. To był ciężki dzień. Byłem od rana na nogach, bolały mnie plecy, sam złapałem dzisiaj trzech bandytów, a spotkanie z Peggy – tak jak zawsze - doszczętnie wyczerpało zasób mojej energii.
Od paru dni nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Trenowałem dwa razy więcej niż zazwyczaj, poznawałem nowy świat z większą zaciętością, ale nadal nie mogłem się w pełni skoncentrować na swoich zadaniach. Co chwilę wracałem pamięcią do wydarzeń, które nigdy już nie powrócą. Wciąż miałem w głowie niedawny pocałunek z młodą Peggy. Nie mogłem tego wyrzucić z pamięci. Nawet nie chciałem.
Wychodząc z jej pokoju, marzyłem tylko o łóżku.
Kiedy znalazłem się na korytarzu, zobaczyłem młodą dziewczynę, która opierała rękę o szklaną szybę kolejnej sali chorych. Wydawało mi się, że skądś ją znam. A raczej, że powinienem ją znać.
Zatrzymałem się i przekrzywiłem głowę. Musiała mnie nie usłyszeć, bo nie poruszyła się nawet o milimetr. Stała jak posąg, wpatrując się w monitor, który odmierzał rytm serca leżącej na łóżku nieprzytomnej kobiety.
Dziewczyna była niska i kształtna. Jej lekko zniszczone, brązowe włosy zawiązane były w niedbałą kitkę, a bluzka, którą miała na sobie, była cała pomięta. Twarz młodej kobiety była blada, wymalowana strachem i niepewnością.
Znałem ją.
Tylko cholera nie wiedziałem skąd.
Patrzyłem, jak dziewczyna zamyka oczy. Mimo iż stała, miałem wrażenie, że śpi, albo jest nieprzytomna. Jest skóra była niemal przeźroczysta, a na jej czole widniała, skrywana pod grzywką …
- Lilianna? - zapytałem zdumiony jej obecnością – Co ty tutaj robisz?
Dziewczyna wzdrygnęła się i, wyrwana ze snu, obróciła w moją stronę.
- Steve? - wyjąkała, a jej zielone oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
Podszedłem do niej. Wyciągnąłem rękę. Ujęła ją.
- Myślałam, że już cię nie zobaczę – powiedziała nieśmiało i spłonęła rumieńcem, co dodało jej odrobiny życia.
Wypuściłem powietrze z ust. Teraz przynajmniej nie wyglądała jak trup.
- Lily, co się stało? - ponowiłem pytanie.
Wyglądała... źle, wręcz tragicznie. Jeśli potrzebowała pomocy lekarskiej, mogłem ją jej zapewnić. Wystarczyło przecież słówko szepnięte Fury'emu. Teraz, jak się przyjrzałem Liliannie z bliska, wydawało mi się, że była tylko cieniem osoby, którą spotkałem zaledwie przed kilkoma dniami. Choć wydawało mi się to niemożliwe, schudła, a jej cera przybrała niezdrowy, szarawy odcień. Cienie pod jej przekrwionymi oczami mówiły mi, że na pewno nie przespała kilku poprzednich nocy.
To dlatego jej nie poznałem.
Zmieniła się.
Ale czemu?
Przez ten wypadek?
- Moja babcia – powiedziała, a jej głos się załamał – jest w śpiączce.
Co poczułem? Ulgę. Nic jej nie było. Przynajmniej fizycznie. Spojrzałem na nią. Była bliska łez. Widziałem, jak ledwo stoi na nogach. Bałem się, że zaraz się przewróci. Była taka krucha. Patrząc na nią miałem wrażenie, że silniejszy dotyk mógłby ją przełamać na pół. Wydawała się być szkłem, opatulonym szczelnie przez delikatny chiński jedwab. Czując, że potrzeba jej bliskości i wsparcia drugiego człowieka, wykonałem jeszcze jeden krok w jej stronę.
- Chodź tu – powiedziałem, wyciągnąłem ręce i przytuliłem ją.
Dziewczyna zamarła w moich objęciach. Czyżbym zrobił coś źle? Zacząłem się zastanawiać, ale przecież tak się pocieszało kobiety w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Czyżby zwyczaje się zmieniły? Czy zrobiłem coś nie tak?
Nagle poczułem, jak Lilianna oparła na mnie swój ciężar. Jej drobne ręce objęły mnie w pasie, a zdrętwiałymi palcami mocno chwyciła moją koszulę. Jej ciałem wstrząsnął gwałtowny szloch. Ścisnąłem ją mocniej.
- Cicho – szeptałem, gładząc Liliannę po miękkich włosach – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Powtarzałem to jak mantrę.
*
Lilianna:
Czułam się... bezpiecznie. Tak! Po raz pierwszy od wielu wielu dni poczułam się naprawdę bezpieczna. Tak jakby... obejmujące mnie ramiona były w stanie ochronić mnie przed całym złem tego świata.
Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w spokojny rytm serca Steve'a. Była to cicha, hipnotyzująca melodia, która wypełniła cały mój umysł nieoczekiwaną harmonią, której przez ostatnie dni tak bardzo mi brakowało.
Wzięłam głęboki wdech. Poczułam zapach mydła, klasycznej wojny kolońskiej i... tytoniu? Na mojej twarzy zagościł delikatny, zupełnie nie na miejscu, uśmiech. To nie była woń tanich papierosów, a zapach fajki, który kojarzył mi się z dzieciństwem i dziadkiem. Doskonale pamiętałam, jak dziadek sadzał mnie na kolanach, i pykając – ku zgorszeniu babci – fajkę, czytał mi bajki na dobranoc. Nie sądziłam, że poczuję jeszcze kiedyś ten – uwielbiany przeze mnie - zapach, choć wizerunek palącego Stave'a nie bardzo pasował do mojego wyobrażenia o tym mężczyźnie.
Kiedy blondyn gładził mnie po włosach i szeptał do ucha słowa pocieszenia, miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Czułam, jak moje serce zwalnia, a niekontrolowane dreszcze ustają. Odzyskałam spokój, który utraciłam przeszło cztery dni temu.
Czując, że odzyskałam dawne siły, dość niechętnie oderwałam się od torsu Steve'a.
- Jesteś chyba czarodziejem – powiedziałam, siląc się na uśmiech i wycierając z policzka łzę, która wbrew zakazom, poleciała z mojego oka – Zawsze zjawiasz się wtedy, kiedy cię potrzebuję.
Z ust Stve'a wydobył się gardłowy śmiech.
- Zawsze do usług – powiedział i zlustrował mnie wzrokiem.
Jęknęłam, kiedy zdałam sobie sprawę z mojego wyglądu. W przeciągu dwóch minut od telefonu z posterunku policji, byłam już w drodze do szpitala. Miałam na sobie ubrania, w których spędziłam dwie zmiany w pracy, a wilgotne włosy wystawały mi z koka. Jadąc tu nie zwracałam uwagi na mój wygląd, liczył się tylko czas, w którym znajdę się blisko nieprzytomnej babci.
- Co się stało? - spytał, a w jego oczach pojawiły się dziwne iskierki.
- Nic – odpowiedziałam szybko i odwróciłam się, by nie zauważył rumieńca zażenowania na mojej twarzy.
- Mogę o coś spytać? - powiedziałam po dłuższej chwili, wpatrując się w sztywną postać babci.
- Oczywiście – odparł.
Poczułam, że stanął za mną. Że dzieliły nas tylko milimetry.
- Skąd się tu wziąłeś? - spytałam.
Nie wierzyłam w przypadki...
*
Steve:
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Dziękowałem Bogu, że Lily jest odwrócona do mnie plecami i nie widziała momentu zawahania w moich oczach.
- Wstąpiłem tu z wizytą do... - zająkałem się – do mojej ciotki.
Dziewczyna obięła się ramionami.
- Przykro mi, mam nadzieję, że nic jej nie jest – powiedziała przyciszonym głosem.
W jej słowach usłyszałem nieskrywany smutek i współczucie. Naprawdę było jej przykro z tego powodu. Nie rozumiałem tego, ale dziwnie się poczułem okłamując ją. Jak gdyby było to zupełnie nie na miejscu.
- Jestem troszkę zaskoczony – powiedziałem z lekkim uśmiechem, chcąc przerwać ciszę i moje wyrzuty sumienia – Ostatnim razem niemal wybiegłaś ze szpitala. Teraz siedzisz tu spokojnie.
- To prawda – odrzekła smutno – ale dzisiaj jestem tu przecież z innego powodu.
Usłyszałem głębokie westchnięcie. Po sekundzie Lilianna odwróciła się i spojrzała mi prosto w oczy. W jej własnych zobaczyłem dużo determinacji.
- Masz rację – oznajmiła ze zrezygnowaniem – To nie jest miejsce dla mnie, nie wytrzymam tu ani chwili dłużej. Jestem zmęczona, głowa mi chyba zaraz pęknie. Jeśli stąd nie wyjdę, zwariuję.
- Cóż – powiedziałem – O ile mnie pamięć nie myli, jesteś mi winna jedną kawę, prawda?
*
Lilianna:
Wchodząc do mojego mieszkania dziękowałam Bogu, że nie miałam czasu zepsuć tego cudownego porządku, który panował w moim mieszkaniu. Zaprosiłam Steve'a do salonu, przeprosiłam go na pięć minut i skoczyłam do kuchni by nastawić wodę oraz się przebrać.
Z szafy wyciągnęłam prostą, niebieską sukienkę, którą szybko wciągnęłam przez głowę. Spojrzałam na swoje włosy. Westchnęłam. Tutaj potrzebowałam cudu, ponieważ wyglądem przypominały one stóg siana. Chwyciłam w rękę grzebień i próbowałam rozczesać te kołtuny. Niestety nie poddały się bez walki, ale po kilku mocniejszych szarpnięciach, włosy idealnie spływały kaskadą po moich plecach.
Przejrzałam się w lustrze i mimowolnie uśmiechnęłam się. Kiedy to po raz ostatni tak przejmowałam się swoją powierzchownością?
Nagle usłyszałam głosy. Przeszłam przez korytarz i stanęłam w progu salonu. Steve włączył telewizor. Siedział jak zaczarowany na skórzanym fotelu i nie spuszczał wzroku z ekranu.
- Nie wiedziałam, że jesteś fanem Supermana i Lois Lane – odparłam z uśmiechem – Nie wiem jak możesz go oglądać. Ten film jest okropny.
- Co ci się w nim nie podoba? - spytał ze zdziwieniem i lekkim rozczarowaniem. Wyglądał jak obrażone dziecko.
- Przede wszystkim to, że Lois zakochała się w bohaterze, cudownym herosie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że traktowała jego alter ego z chłodną obojętnością. Przecież to nie jest miłość. W każdym razie nie prawdziwa. Clark traktował ją jak księżniczkę, ale ona tego nie dostrzegała. Zadurzyła się w wykreowanym bohaterze, obrońcy ludzkości, a pominęła szarego, kochającego człowieka. Na jej miejscu wybrałabym tego dziennikarza...
Skończyłam swój monolog. W czasie gdy mówiłam, Rogers przeniósł swój wzrok z telewizora na mnie. Wydawało mi się, że prześwietla mnie wzrokiem.
Z radością przyjęłam dźwięk gotującej się w kuchni wody.
*
Oniemiały wpatrywałem się w miejsce, w którym przed chwilą zniknęła Lilianna. Jej słowa uderzyły mnie. Zawierały to wszystko, co od zawsze chciałem usłyszeć. Nie jako Kapitan Ameryka, ale jako zwykły Steve Rogers, student sztuki.
Kierując się instynktem wstałem i podążyłem za dziewczyną. Serce waliło mi mocno w piersi. Może to był właśnie ten moment, żeby zapomnieć o Peggy?
Wbiegłem do kuchni. Lilianna patrzyła na mnie zdziwiona, trzymając w rękach dwie filiżanki czarnej kawy. Podszedłem do niej. Mój oddech był ciężki, świszczący. Nie do końca wiedziałem, co się ze mną dzieje. Wziąłem od niej te dwie filiżanki i odstawiłem na stół.
- Co ty robisz? - wyjąkała.
Jej zielone oczy rozszerzyły się, ale nie zwróciłem na to uwagi. Przysunąłem ją bliżej siebie i schyliłem się. Kiedy miałem ją pocałować, zawahałem się.
Czy tego właśnie chciałem?
Nagle przez moją głowę przeleciały różne obrazy, które wyglądały jak sceny wycięte z jakiegoś filmu.
Śmierć ojca. Śmierć matki. Czarny Czwartek. Kryzys. Mobilizacja. Wojna. Bucky. Doktor Erskine. Peggy.
Tak, tego chciałem.
Odgarnąłem zabłąkane włosy z twarzy Lilianny i włożyłem je za ucho. Chwilę później przylgnąłem do jej gorących warg i rozpocząłem nowe życie.
Opis Steve'a stworzył w mojej głowie tak przykry widok Lilianny, że sama bym ją teraz przytuliła. Biedna Lil.
OdpowiedzUsuńZdarzają się braki przecinków, ale nie ma tego za dużo.
Steve skłamał. Steve, superbohater, dziecko wojny, skłamał. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, w jakim jestem teraz szoku? Captain America zawsze kojarzył mi się z dobrocią i szczerością, a tutaj... Wow.
Ooo, oglądanie Supermana ^^ I ta wypowiedź Lily - zgadzam się z nią w zupełności! Rozumiem, że dziewczynę kręcą superbohaterowie, ale czasami trzeba spojrzeć na nich nie przez pryzmat ich nadzwyczajności, a właśnie spojrzeć na nich jak na normalnych ludzi. Jeśli i w swej normalności są osobami, które kochamy, to z nimi bądźmy. Jeśli jednak widzimy tylko ich moc, a nie widzimy zwykłych ludzi o wielkiej dobroci i nie chcemy ich wybrać, to chyba coś z naszą umiejętnością poznania i oceny jest coś nie tak (psychologia siada mi na mózg).
Pocałunek, aww *.*
Tylko pięć krótkich części, ale tak dobrze napisane, że nie będę czepiać długości.
Dziękuję za powiadomienie!
Czekam na nn ^^
Ooooo....Dobry rozdział, poruszyłaś akcję dalej, w takim momencie, ze straciłam nieco rezon. Pocałował ją bo jej słowa dały mu do myślenia? Niezbyt to załaoałam za pierwszym razem - eh ten mój brak wyczucia romantycznej chwili, jednakze później przemyślałam sobie wszystko. Steve wiele przezył, wiele utracił a teraz ma szanse zyskac kolejne dużo, jednakze... Nie powiedział jej, wciąz ukrywa swoje bohaterskie alter-ego i coś mówi mi, że kiedy sprawa wyjdzie na zewnątrz, może dojść do kłótni...
OdpowiedzUsuńDoprawdy intrygujące
oczekuję newsów
pozdro!
O ja ryje to rzesz pocisnęła z akcja jak nigdy wcześniej no tego to bym się nie spodziewała seryjnie 0.0.Epickości brak granic no po prostu szok w kaloszach! Najbardziej mnie dziwi że Steve skłamał, sałatka mi się cofnęła XD. Ale że ja pocałował? jakoś nie trawie tego ;-;" ale zaskoczenie bardzo miłe ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lupin
Ps.U mnie nowy rozdział
No nie! Po prostu drama. Pocałunek! To takie słodkie! I tyle na to czekałam... No i w ogóle rozdział swietny. Odwiedziny u Peggy musiały być dla Steve'a straszne. A tak w ogóle to dalej nie powiedziałas jaki błąd logiczny ci się przytrafił. Czekam na wyjasnienia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Priori :)
Rozdział świetny. A co do Lilianny- jak chce się porządnie uczesać, zamiast grzebienia, proponuję wziąć szczotkę XD W każdym razie na moich kołtunach można czasem grzebień połamać, więc wiem o czym mówię.
OdpowiedzUsuńTak na marginesie- nie musisz pisać mi o nowych rozdziałach, bo obserwuję twoje blogi i sama staram się być na bieżąco ;D
Usuń!!!
OdpowiedzUsuńOch nareszcie nowy rozdział.
Rozpłynęłam się - naprawdę. Steve i Lily! <3
Burzą się we mnie sprzeczne emocje: no bo jednak ją okłamał. Dlaczego? Przecież mógł jej to spokojnie powiedzieć? A może bał się, jak zostanie przez to odebrany?
Ach...
I niech mi jakiś arogant powie, że w MARVEL-u nie ma nic rzeczywistego. Przecież to jest kwintesencja prawdziwego życia!
Pozdrawiam
I czekam na dalszy ciąg wypadków, które mam nadzieję, będą jak najabrdziej korzystne :D
Roxette Loren.
Jestem załamana wczoraj siedziałam na blogerze i nie zauważyłam ,że dodałaś rozdział . Nie ważne.Rozdział fajny . Tylko nie rozumiem czemu Steve ją okłamał przecież mógł powiedzieć ,że przyszedł do Peggy . Czekam na kolejny .
OdpowiedzUsuńSteve i Peggy, Steve i Lily... dużo w tym wszystkim emocji. Kurcze, warto było czekać na ten rozdział. Nie wszystko jest piękne i słodkie, więc przypomina prawdziwe życie... a nie jakąś fikcję.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Radosną Oli. Niepotrzebnie ją okłamał. Rozdział czyta się szybko i przyjemnie. :) Wyłapałam parę błędów stylistycznych, ale nie są one rażące. Do następnego! :)
OdpowiedzUsuńJestem mądra, że ja nie mogę....-,-' Wczoraj przeczytałam rozdział i miałam skmentować, ale uznałam, że dziś przeczytam go ponownie i skomentuję zachwycając się tym co napisałaś (jak zwykle zresztą). Powiem jedno zdanie dotyczące tego rozdziału. TO BYŁO... PIĘKNE. Nie powiedziałabym, że Steve właśnie się tak zachowa jeśli chodzi o pocałunek, on jest bardziej spokojny, a raczej wydaje się spokojny ;o
OdpowiedzUsuńAch... nie rozumiem dlaczego ją okłamał, w sumie nie tylko ja jedna chociaż co miał jej niby powiedzieć, że przyszedł tu do swojej ukochanej, którą poznał na wojnie? Dziwnie by brzmiało na pewno ;p
Odnośnie superbohaterów mam takie samo zdanie jak Lil nie jaram się superbohaterami... znaczy inaczej. Wolałam kapitana jako Steva a nie superbohatera.
Reasumując to niewątpliwie najpiękniejszy rozdział bo pocałunek, szkoda, że taki krótki, ale dzięki urwaniu w takim momencie bardzo bardzo chcę następny !
Życzę dużo weny i czytelników.
Pozdrawiam
cassty
Hej ;) Czytałam całe Twoje opowiadanie, ale wcześniej jakoś nie komentowałam i dziś postanowiłam naprawić ten błąd XD Masz świetny styl pisania. Opowiadanie bardzo mi się podoba mimo, że nie przepadam za Kapitanem Ameryką, ale tutaj Steve da się lubić :D uu Steve i Lil <3 hahahah mogę przbić high five z Lily, też nie lubę Supermana XD Czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńO kurcze to coś całkowicie nowego dla mnie, nigdy chyba jeszcze nie brałam się za czytanie tego typu historii, ale kiedyś musiał być ten pierwszy raz, prawda? :) Zrealizowany co prawda bezpośrednio dzięki Tobie, bo inaczej w najbliższym czasie pewnie bym się nie zmobilizowała, ale w końcu jestem :D
OdpowiedzUsuńJejku, jak mi się dziwnie czyta o Steve, który kilkadziesiąt lat spoczywał zamarznięty na dnie oceanu, który został zahibernowany (?). Ale to taka fajna dziwność, w którą chciałabym się kręcić, więc zostaję no :P
Masz na mnie namiary, z resztą co ja będę mówić. Wystarczy tylko jedno: INFORMUJ! :P
Całuję :*
Kapitan Ameryka! Toż to grzech, że wcześniej nie znalazłam Twego bloga! Jak ja uwielbiam wszystko, co związane z komiksami Marvela! Jak to możliwe, że moim ulubionym najemnikiem zainteresowała się T.A.R.C.Z.A? Chyba jestem jedyną fanką Deadpoola :D Właściwie równie mocno uwielbiam Wolverina jak i Tony'ego Starka, a że dwójka moich ulubieńców została już wspomniana, jak również sam fakt, że opowiadanie jest o mojej ulubionej grupie superbohaterów...
OdpowiedzUsuńStałam się twoją czytelniczką - tak najprościej to napisać =)
Szczerze mówiąc czytając twoje opowiadanie, pierwszy raz spojrzałam na Supermana z innej perspektywy... właściwie dzięki temu uświadomiłam sobie, że jest niewielu bohaterów, których partnerzy pokochali ich dla samych siebie, a nie dlatego, że czasem zakładają rajstopy i pokażą muskularne klaty -_-
Naprawdę spodobał mi się twoja bohaterka, Lilianna ma w sobie to "coś". Jest naprawdę bardzo bystra i zastanawia mnie, czemu jeszcze nie zorientowała się z kim rozmawia. Na dodatek nurtuje mnie pytanie, czy ona nie jest jakoś spokrewniona z Peggy? Bo to jedyne, co przyszło mi do głowy.
Zgadzam się również z niektórymi czytelniczkami, Steve od zawsze cechował się szczerością, więc jest zgadzam się, że to dziwne, że nie wyznał Lilian kim tak naprawdę jest.
Osobiście podziwiał główną bohaterkę za jej oddanie w sprawach rodzinnych. Jestem zaskoczona tym jak wiele poświęca dla swojej babci, a która we wściekłości rozbiła jej (podajże) dzbanek na głowie (to było świetne, mimo wszystko). No, a teraz gdy Steve w końcu zrozumiał, że musi ruszyć z miejsca i pocałował taką fajną dziewczynę (którą jest Lilianna), bo prostu nie mogę uwierzyć, że rozdział skończył się właśnie w takiej chwili!
Muszę dodać, że naprawdę cieszę się, że z rozdziału na rozdział są one coraz bardziej dłuższe =)
Po prostu wstyd, że nie zajrzałam tutaj wcześniej ;-;
Pozdrawiam ^^
life-of-heros.blogspot.com
O maaaaaaamooooo! Ta końcówka! Zatkało mnie......
OdpowiedzUsuńCzy mogę już prosić kolejny, bo chcę poznać reakcję Lilianny na ten pocałunek! :D
Cieszę się, że zostawiłaś u mnie namiary na swojego bloga. Teraz wiem, że będę tu zaglądać częściej. Jednak przechodzę do sedna:
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, czytałam go z zapartym tchem, aż musiałam odreagować piskiem tą końcówkę xD
Szablon jest prosty, a zarazem idealny. Już się nie mogę doczekać następnej części.
Dziewczyno, jak ty świetnie opisujesz! Jak ty to robisz? :o Jak czasami u niektórych czytam opis, to w połowie mam ochotę przewinąć do jakiejś większej akcji. Z przykrością stwierdzam, że to samo jest w moim opowiadaniu, a u ciebie to wszystko tworzy niesamowity klimat. Od razu czuję się, jakbym stała tam obok Lilianny i Steve'a. Po prostu magia.
OdpowiedzUsuńRozdział taki trochę smutny, ale końcówka rekompensuje wszystko. To było romantyczne, szalone i zaskakujące jednocześnie. Życzę szczęścia na nowej drodze życia, Steve!
A tobie życzę dużo weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam :)
Cudowny rozdział :) Te opisy, wydarzenia, styl jakim się posługujesz... to wszystko jest wspaniałe :D Ostatnia scena piękna, aż ciarki przeszły :) Szkoda, że to ostatni rozdział, bo to opowiadanie jest naprawdę fantastyczne. No i w końcu coś zaczęło się dziać.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś tu wrócisz :)
Pozdrawiam!
Ana
Rozdział z rozdziału coraz lepszy! Zaskoczył mnie Steve, ale bardzo pozytywnie. Naprawdę, świetnie to kreujesz, brawo! :)
OdpowiedzUsuń