piątek, 19 września 2014

Rozdział VI

Lilianna:

          Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Chodziłam w tę i z powrotem po mieszkaniu, przestawiając z miejsca na miejsce różne przedmioty. Moje wnętrzności skręcały się z nerwów, a w głowie czułam bolesne kołatanie. Wiedziałam, że powinnam usiąść i odpocząć, ale strach brał nade mną górę. Najchętniej ubrałabym buty i wyszła na miasto szukać babci, ale miałam na tyle zdrowego rozsądku, żeby tego nie robić.
            - Proszę zostać w domu – powiedział policjant – zajmiemy się tym.
          Czekałam bezczynnie tak już od ponad dwóch godzin. Na dworze zaczęło się robić coraz chłodniej. Zapadł wieczór. Światło ulicznych latarni odbijało się od szyb i wpadało do ciemnego mieszkania. Martwiłam się. Oprócz babci nie miałam już nikogo, nie wiedziałam, czy poradziłabym sobie z kolejną stratą bliskiej mi osoby.
           Stop! - krzyknęłam w myślach, zatrzymując w ten sposób pociąg najczarniejszych wizji, pędzących w zawrotnym tempie przez moją głowę. Musiałam wierzyć, że wszystko będzie dobrze i że policjanci szybko znajdą staruszkę. To było jedyne wyjście. Jedyne wyjście, żeby nie zwariować.
           Z cichym westchnieniem weszłam do kuchni, zapaliłam światło i zasunęłam rolety. Jak w transie nastawiłam wodę na gazie. Nie chciałam się do tego przyznać, ale byłam zmęczona. Miałam wrażenie, że dzisiejszy dzień ciągnął się w nieskończoność. Dotknęłam dłonią czoła. Pod palcami wyczułam wyraźne strupy po ranach, które przypomniały mi o wczorajszym dniu. Usiadłam na drewnianym krześle i położyłam prawą rękę na stole. Zamknęłam oczy, by po sekundzie odtworzyć po raz kolejny całe tamto wydarzenie. Dachujące auto, krzyki ludzi. Moim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. Miałam dziwne wrażenie, że dopiero teraz odczuwam skutki wczorajszego wypadku. Wszystko było takie realne, takie prawdziwe. Teraz widziałam każdy szczegół, który przedtem umknął mojej uwadze. Widziałam małe dziecko, które przerażone wtulało się w pierś swojego ojca. Miłą, starszą panią, która chaotycznym ruchem kreśliła na piersi znak krzyża. No i Steve'a, który odepchnął mnie i zasłonił własnym ciałem. Uśmiechnęłam się blado. On też miał niesamowite szczęście. Samochód zatrzymał się przecież tuż przed jego nosem.
           Z zamyślenia wyrwał mnie natarczywy gwizd czajnika. Podniosłam się i drżącą ręką zalałam wrzątkiem herbatę. Od czasów mojego najdawniejszego dzieciństwa piłam ją przed snem. Bez niej nie potrafiłam zasnąć. Uśmiechnęłam się na wspomnienie pewnego majowego wieczoru. Miałam wtedy chyba siedem lat. Siedziałam na kolanach mojej mamy z gorącym kubkiem w ręku i patrzyłam, jak tata, czerwony ze złości, próbuje zerwać z siebie kucharski fartuch. Pamiętam, że tego dnia wygłosił  długą przemowę o tym, że to mężczyźni są lepszymi kucharzami od kobiet i żeby to udowodnić, upiekł sam ciasto. Mimo najlepszych chęci, tata okazał się być jednak okropnym kucharzem. Pół kuchni zdemolował, ciasto przypalił  i tak mocno zawiązał wokół szyi tasiemki od fartucha, że dopiero nożyczki pozwoliły mu się od niego uwolnić.
           Westchnęłam. Oddałabym wszystko, żeby przeżyć te chwile jeszcze raz. Żeby móc ich jeszcze raz zobaczyć. Żeby raz na zawsze zmienić bieg historii. Niestety wiedziałam, że było to niemożliwe. I bardzo mnie to bolało.

*

Steve:

          Mówi się, że nic na świecie nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko co nas otacza, istnieje, ma swój cel, ma misję, którą musi wypełnić. Zastanawiając się nad tymi słowami, dorysowałem węglem kolejne kreski, które dopełniły wizerunku Statuy Wolności. Skończywszy, wpatrywałem się przez chwile w symbol Nowego Jorku malujący się na białej kartce. Czegoś mi w nim brakowało, ale nie wiedziałem czego. Może wina leżała w złym świetle? Perspektywie? Nie. Tu chodziło o coś innego.
          Zrezygnowany odłożyłem niedbale zeszyt na łóżko. Powrót do siedziby Avengersów był poważnym błędem. Myślałem, że znajdę tu spokój. Nie pomyliłem się, ale nie tego w tym momencie potrzebowałem. Cisza, która otaczała mnie ze wszystkich możliwych stron, denerwowała mnie. Czułem się osaczony. Chciałem wyjść z tego pokoju, ale gdzie mógłbym się udać? Większość moich przyjaciół już nie żyła, a dziewczyna, którą kochałem nie kontaktowała ze światem. Skrzyżowałem ręce na piersi. Peggy była niesamowitą kobietą. Piękną i potężną. Zawsze wiedziała, czego chce i uparcie dążyła do celu. Gdy go obrała, nikt nie był w stanie jej powstrzymać. To mi imponowało. Od zawsze.
           Mimo iż czas nie oszczędził jej urody, a zmarszczki oszpeciły jej cudowną twarz, wiedziałem, że ona na zawsze zostanie moją Peggy. Kobietą, którą pokochałem od pierwszego spojrzenia. Nie dbałem o jej wygląd. Dla mnie była tak samo piękna, jak siedemdziesiąt lat temu.
           Prychnąłem. Siedemdziesiąt lat. Nie mogłem przyjąć do wiadomości, że spędziłam tyle czasu zamrożony w bryle lodu na samym dnie Atlantyku. Moje życie powinno się inaczej potoczyć. Powinienem siedzieć teraz w fotelu przy Peggy, patrząc jak nasze wnuki bawią się wesoło na dywaniku z niesfornym kotem. Westchnąłem. Niektóre rzeczy nie idą po naszej myśli. Szczególnie te najważniejsze.
          Przeszedłem przez pokój i otworzyłem drzwi szafy. Wyjąłem z niej kurtkę od dresu i zarzuciłem ją na biały podkoszulek. Nie było sensu rozpamiętywać rzeczy, na które nie miało się wpływu. Chciałem pójść do parku, pobiegać. Oczyścić siebie z negatywnych emocji.


*


Lilianna:

          Minęły już cztery dni od czasu zaginięcia babci. Przez ten czas nie dostałam żadnych konkretnych informacji od policji. „Proszę być dobrej myśli – mówił za każdym razem policjant  - wciąż szukamy”
          Mimo całej tej sytuacji starałam się udawać, że wszystko jest w porządku. Nie dla otoczenia, dla siebie. Miałam nadzieję, że im rzadziej będę myśleć o samotnie tułającej się po Nowym Jorku babci, tym szybciej problem sam się rozwiążę.
          Prychnęłam i otworzyłam drzwi mojego mieszkania. Kogo ja oszukiwałam? W pracy było mi łatwiej. Mając zajęcie i obsługując tabuny ludzi napływających do knajpy na mecz footballu, zwyczajnie nie miałam czasu na zamartwianie się. A teraz? Co miałam ze sobą zrobić? Każdy cal podłogi lśnił czystością, w szafach panował idealny ład i porządek, a na półkach nie było ani jednego okruszka kurzu.
          Zdjęłam buty i cisnęłam je w kąt.
          „Przynajmniej potem będę mieć co posprzątać” - pomyślałam z przekąsem.
          Weszłam do łazienki i od razu puściłam do wanny wody. Doszłam do wniosku, że gorąca kąpiel należy mi się po całym dniu spędzonym w pracy. Powoli zaczęłam się rozbierać, a kiedy wanna napełniła się do połowy, wlałam do niej odrobinę płynu o zapachu dzikiej róży.
          Zapach, który mnie otoczył rozjaśnił moje myśli. Weszłam do wanny i momentalnie wzdrygnęłam się. Woda była odrobinę za gorąca, mimo to z lubością zanurzyłam się w białej pianie i zamknęłam oczy. Ulga, którą poczułam w nogach była nie do opisania. Zerknęłam na nie. Były całe opuchnięte i obolałe. Od razu obiecałam sobie, że  nigdy więcej nie wezmę dwóch zmian pod rząd. To było stanowczo ponad moje siły.
         Westchnęłam. Dźwięk lejącej się wody i słodki zapach róż koiły moje zmysły. W tym momencie było mi dobrze i chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Niestety to wrażenie minęło, kiedy w całym domu rozległ się natarczywy dzwonek telefonu stacjonarnego. Szybko podniosłam się i owinęłam w czerwony ręcznik. Rozgrzana gorącą wodą, momentalnie zmarzłam idąc przez przedpokój, zostawiając za sobą mokre ślady stóp.
          Moja ręka zamarła zanim podniosłam słuchawkę telefonu. Ukradkiem zerknęłam na tarczę zegara. Była godzina dziesiąta w nocy. Kto mógłby do mnie teraz dzwonić? Czy na pewno chcę odebrać? - przeszło mi przez myśl.
          - Tak, słucham? - powiedziałam do telefonu.
          - Panna King? - usłyszałam w słuchawce nieznany mi głos mężczyzny – znaleźliśmy pani babcię.




_________________________

Notka miała się pojawić już dawno, ale komputer zawiódł.
Tak zwana złośliwość rzeczy martwych.
Zagadki pod ostatnim postem nikt nie rozwiązał, ale wyjaśni się ona za parę rozdziałów.

Mam nadzieję, że VI Wam się podobała, mimo iż nic się w niej nie dzieje.
Ufam, że Was mimo wszystko nie rozczarowałam.
Czasami trzeba zwolnić, żeby później móc przyspieszyć.
Następny będzie lepszy. Musi być.

21 komentarzy:

  1. Rozdział leniwy, krótki nic się w nim nie działo, ale mi się podobał !
    Pozdrawiam
    Restiss

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, w tym rozdziale nic się nie działo, ale nie jest zły. Jest fajny, wiadomo, że zawsze musi być jakiś leniwy rozdział, bo co to by było za opowiadanie, gdyby zawsze się coś działo. Zastanawiam się tylko co się stało z babcią Lily, bo podejrzewam jakiś haczyk :)
    Czekam na więcej,
    Sectum

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm ale babcie czy jej ciało? :O Czekam na kolejny! I oby nie pojawił się dopiero jakoś na gwiazdkę...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale fajny Steve w tym szablonie :D
    Pisałam już, że uwielbia Twoje opisy? Nie? To piszę teraz :) UWIELBIAM TWOJE OPISY! Są rewelacyjne.
    " Zdjęłam buty i cisnęłam je w kont." - przeraziło mnie to... Chyba w KĄT.
    Miejscami brakuje przecinków.
    Znaleźli babcią... Pytanie, czy żywą. Biedna Lil.
    Rozdział może mało dynamiczny, ale przyjemnie się czyta :)

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jeszcze bardziej niż Ciebie! Boże! I pomyśleć, że idę na dyktando organizowane przez Uniwersytet!

      Poprawione. A co do przecinków? Ostatnio nie umiem ich wyczuć. Nie wiem co się stało.

      Pozdrawiam i całuję,
      Ress

      Usuń
  5. Steve reaguje podobnie jak ja: oczyszcza się ze złych emocji poprzez bieganie. To naprawdę pomaga :)

    Szkoda mi babci King, ona nie żyje prawda? Wątpię, aby mogła przeżyć 4 dni poza domem z tak zaawansowaną chorobą... ;/

    Poza tym, Steve ciągle myśli o Peggy, pewnie na serio jak na razie nie pomyśli o Lili... ;/

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    Ps. Ten rozdział był bardzo smutny i melancholijny... Ehhh.... :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się ten rozdział. Jest taki lekki, przyjemnie się czyta, chociaż wzruszyłam się na wzmiankę o babci... Oj, szkoda mi jej... :(
    Dzięki Twojemu opowiadaniu polubiłam Steva. :) dzięki xD.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.
    ogien-i-lod

    OdpowiedzUsuń
  7. No cóż mogę powiedzieć? Rozdział bardzo fajnie napisany, przyjemnie się czyta (jak zresztą wszystkie) i jak dla mnie był całkiem ciekawy... Korzystając z okazji, co z moją nominacją c;?

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział ciekawy, chociaż mało wyjaśnia. Nieco smutny. Liczę, że babci nic nie zrobiłaś, bo te ostatnie słowa dziwnie mnie zestresowały, jakby następny rozdział miał zacząć się w kostnicy. A może to tylko moje ponure wizje? W każdym razie mam taką nadzieję. Tak czy siak- niech ciąg dalszy pojawia się jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierwsze co mnie zaintrygowalo to ladny szablon, tu musialo dojsc do jakis zmian...
    Odnosnie iopowiadania, zas jestem pod wrazeniem, niby wiele sie tu nie dzialo jednak czlowiek niecierpliwi sie, co moze stac sie z babcia gdzie jest itd....
    Ciekawe co teraz sie stanie

    OdpowiedzUsuń
  10. Wreszcie się doczekałam! Myślałam, że nie wytrzymam!
    Dziękuję, że już go wstawiłaś :*
    Cudnie, szkoda tylko że się nie spotkali, och jak ja kocham ich spotkania <3
    Dziwi mnie, że często zmieniasz szablony, czy jest jakaś konkretna przyczyna? Rozczarowała mnie troszkę długość tego rozdziału.
    Czekam na nn
    Pozdrawiam Az

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawa jestem jak babcia, ale mam złe przeczucia. Steve rozpamiętuje Peggy, no cóż jak to się mówi stara miłość nie rdzewieje. Nic się nie dzieje ale mi się podoba :). A szablon boski :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wybacz za spóźnienie ten nowy komp i internet nie do ogarnięcia(chodź na bez limitowy jeszcze czekam)krótko dziś widzę ale coś tam dla zaspokojenia głodu ziomków coś musi być,czyż nie mam racji? Ogólnie moja pierwsza myśl na temat tej babci "może zabłądziła i pomyliła hotel z burdelem?" NIE BIJ! ja już tak mam ;3
    Czekam na szybki next
    Pozdrawiam R.O.A.H.
    W wolnym czasie zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepraszam, że z lekkim opóźnieniem ;)
    Rozdział jest cudowny!
    Nie wiem czy to przeoczyłam, czy motyw z rysowaniem Steve'a pojawił się dopiero teraz. Nie mniej, fajny pomysł.
    Mam tylko nadzieję, że z babcią Lilianny wszystko dobrze :)

    Pozdrawiam Lachi

    OdpowiedzUsuń
  14. Ostatnio cierpię na chroniczny brak czasu, więc tym razem wpadam, by tylko przeczytać, ale z racji tego, że przywykłam do zostawiania po sobie śladu to naskrobię choć kilka słów.
    W tym rozdziale, być może nie wiele się dzieje, ale nie zawsze musi być wiele akcji. Jest w porządku. I jestem ciekawa co z babcią.

    OdpowiedzUsuń
  15. Wow, właśnie nadrobiłam zaległości i jestem bardzo zadowolona ;) Bardzo przyjemnie czyta się twoje opowiadanie. Spodobała mi się ta historia, w sumie nie mam do czego się przyczepić. Z przyjemnością będę śledziła losy Liliann i Stevego ;)
    Co do rozdziału to jest świetny. To że nie wiele się w nim dzieje to nic złego. Taka cisza przed burzą, można powiedzieć. Jestem ciekawa czy jej babcia została znaleziona żywa, oby nie dostała złej wiadomości.
    Życzę Ci weny kochana ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział jak zawsze wciągający i ma swój urok, nie zawsze wszystko musi być przepełnione akcją. Moim zdaniem takie proste posty też są potrzebne. :) Czekam niecierpliwie na kolejny. Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Chłonę każde słowo które piszesz. Rozdział mi się bardzo podobał, niestety jest krótszy niż poprzednie nad czym ubolewam ;(
    Mam nadzieję, że niebawem pojawi się kolejny... życzę dużo weny i pomysłów.

    Pozdrawiam bardzo gorąco ;*
    Zapraszam do siebie >http://last-avenger.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja chłonę każdy blog o Superbohaterach ,więc ten czytam z przyjemnością i uśmiechem na twarzy . Mało akcji ,ale kiedyś trzeba zwolnić by później ruszyć z ,, powerem . Rozdział fajny .
    Życzę dużo weny i pomysłów .

    OdpowiedzUsuń
  19. Lily jest trochę nielogiczna. Wiem, że się denerwuje i tak dalej, ale ludzie myślący w taki sposób trochę mnie wkurzają. Dużo przeszła, prawda a babcia jest już dawno po kwiecie wieku, ale trzeba się pogodzić z tym, że kiedyś i tak umrze.
    Smutna prawda, ale Lilianna jest silna i z pewnością by sobie poradziła.

    Nieważne, że fabuła była trochę leniwa, grunt, że napisany w najwyższej jakości! :D
    Szkoda, że z rozwiązania zagadki nici, no ale cóż, trudno. Jak zwykle świetnie wczułaś się w Kapitana i to jego losy wciągają, bo on jest postacią z zupełnie innej epoki, a takie osoby najlepiej wpisują się w nurt historii. Wtedy jest możliwość wystąpienia czegoś, co się nazywa różnicą pokoleniową, buntem, który związany jest z porównywaniem dwóch różnych er w dziejach.
    Ech jak mądrze. Ze słownikiem na kolanach ale jest :P

    Życzę ci żebyś znalazła wenę tak szybko jak się da i napisała kolejny wspaniały rozdział.
    Ps: wiem, że nie powinnam, bo to już by było nachalne, ale wkleję ci jeszcze raz adres mojego bloga. Rozdziały nie są długie, temat nietuzinkowy, ale miałam najszczersze chęci i strasznie mi zależy na twoim zdaniu :)
    http: alchemical-love.blogspot.com

    Roxette.

    OdpowiedzUsuń
  20. Wybacz mi za tak długą nieobecność. Wróciłam, mam nadzieję, że na dobre i będę znajdowała choć chwilę czasu... Przepraszam jeszcze raz i obiecuję, że się poprawię. :P Lubię ten rozdział. Jest taki zwyczajny, spokojny. Podoba mi się, że to. :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń