piątek, 11 lipca 2014

Rozdział IV

Steve:

Prowadziłem Liliannę do pobliskiego wieżowca. Dziewczyna była spięta i zdenerwowana. Co parę kroków oglądała się za siebie, tak jakby chciała zapamiętać drogę, którą właśnie przebyła. Zaśmiałem się pod nosem. To nie był chyba  najlepszy pomysł na rozpoczęcie znajomości.
- Masz lęk wysokości? - spytałem po chwili, chcąc zacząć rozmowę.
          Lilianna spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Uśmiechnąłem się do niej.
- Chyba nie – powiedziała, marszcząc czoło – Steve! - zatrzymała się nagle i wyrwała swoją rękę z mojego uścisku – Co ty planujesz?
Patrzyłem z rozbawieniem, jak dziewczyna taksuje mnie wzrokiem, doszukując się jakiegoś podstępu. Czyżbym był aż taki przerażający?
- Chcę Ci tylko coś pokazać, chodź...



Lilianna:

Pozwoliłam, by Steve wziął mnie z powrotem pod ramię. Kiedy mnie dotknął poczułam, że przez plecy przebiegł mi delikatny dreszcz. Spojrzałam na niego. Był całkowicie rozluźniony, tak jakby był przyzwyczajony do takiego traktowania kobiet. Westchnęłam. Przez głowę przeleciał mi obraz Paula – mojego byłego chłopaka. W porównaniu do Steve'a, Paul zachowywał się jak ostatni  cham i prostak. Patrząc na tamte wydarzenia z dość znacznego upływu czasu, nie mogłam uwierzyć, że zadawałam się z takim człowiekiem. Nie mogłam uwierzyć, że taki człowiek potrafił mnie tak dotkliwie zranić.
- Stało się coś? - spytał po chwili blondyn, nie zatrzymując się – Posmutniałaś.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, jak zareagować. Przecież nie mogłam mu powiedzieć prawdy. Zdziwiło mnie, że Steve był taki bezpośredni.
- Nie, nic się nie stało – powiedziałam, siląc się na uśmiech – Powiedz mi lepiej, gdzie mnie prowadzisz.
- Tu – oznajmił krótko i wskazał ręką na pobliski budynek.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Staliśmy przed ogromnym, lecz starym blokiem. Niektóre okna były zabite deskami, a w innych spokojnie falowały na wietrze brudne firanki. Na ścianach budynku widniały obrzydliwe graffiti. Byłam zdziwiona, że władze miasta jeszcze nie zburzyły tej meliny. Nie wiedziałam, dlaczego Steve mnie tu przyprowadził. Nie widziałam tu nic ciekawego.
- Ale... dlaczego? - spytałam zdezorientowana – Przecież...  nic tu nie ma.
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło i spojrzał na mnie. Błękit jego tęczówek zdawał się przenikać mnie do głębi. To było zawstydzające.
- Wiąże się z tym miejscem ciekawa historia, wiesz? - widząc moje zdumienie, dodał – Opowiem Ci, jak wejdziemy na dach.



Steve:

Wdrapywaliśmy się powoli po krętych schodach budynku. Winda była zepsuta, więc schody wydawały się być jedynym możliwym rozwiązaniem. W powietrzu można było wyczuć zapach grzybów i stęchlizny.  Lilianna, co mnie zdziwiło, nie skarżyła się. Dzielnie wspinała się po kolejnych piętrach, choć widziałem, że kosztuje ją to coraz więcej wysiłku.
W czasie wspinaczki na sam szczyt, próbowałem wydobyć z dziewczyny jakieś informacje. Przychodziło mi to z niemałym trudem. Zauważyłem, że Lilianna jest zamkniętą w sobie osobą, niewiele mówiącą na swój temat. Jej odpowiedzi były zdawkowe i wymijające. Miałem wrażenie, że dziewczyna wybudowała wokół siebie ogromny mur, broniący ją przed światem zewnętrznym. Nie wiedziałem dlaczego tak się zachowywała. Była młodą, piękną kobietą o szlachetnych rysach i jasnej karnacji. Cały świat stał przed nią otworem. Miała możliwości, perspektywy... Dlaczego ich nie wykorzystała?
- Steve – Lilianna jęknęła cicho, szarpiąc mnie delikatnie za rękaw błękitnej koszuli – Ja już więcej nie dam rady – powiedziała, po czym powoli usiadła na kamiennym schodku, pokrytym grubą warstwą brudu. Oparła głowę o ścianę i zamknęła zielone oczy. Gdyby nie fakt, że jej klatka piersiowa nadal się unosiła, pomyślałbym, że zemdlała – Wybacz, ale nie jestem dobrym piechurem – oznajmiła, próbując wyrównać oddech – Nie mam kondycji.
- Jesteśmy na dwudziestym pierwszym piętrze, Lilianno – powiedziałem spokojnie, krzyżując ręce– masz prawo być zmęczona.
           Dziewczyna otworzyła nagle oczy i spojrzała na mnie oskarżycielsko.
- A ty? - spytała, wskazując na mnie dłonią  – Nawet się nie zdyszałeś! Jesteś supermanem, czy co?
Zaśmiałem się głośno. No cóż. Prawie zgadła.
- Może – odpowiedziałem jej wesoło i stanąłem naprzeciw niej – W każdym razie moc czytania w myślach z pewnością by mi się przydała.
Patrzyłem, jak Liliannie rzędnie mina. Był to komiczny widok. Wyglądała jak mały kociak, który myśli, że jest tygrysem.  Zacząłem się również zastanawiać, czyżby ta nieśmiała z pozoru dziewczyna miała jakieś nieczyste myśli, które chciała za wszelką cenę ukryć?
- Jesteś niemożliwy – skwitowała, po czym na powrót zamknęła powieki.
- I kto to mówi? - spytałem, naśladując jej ton – Na początku nie odezwałaś się do mnie zawstydzona jednym słowem, ale potem wystarczyło dwadzieścia parę pięter, żebyś zaczęła robić mi wypominki. Chryste! Morze, ogień i kobieta. Trzy nieszczęścia – dodałem z udawaną dezaprobatą, kiwając przy tym głową.
Lilianna nie dała za wygraną.
- A Ty, zamiast usiąść ze mną w kawiarni jak człowiek,  przyprowadziłeś mnie w to miejsce, które z pewnością jest meliną jakieś szajki!
- Sugerujesz, że zwabiłem cię tu podstępem, by podle wykorzystać? - spytałem poważnie.
- Nie – odpowiedziała niemal natychmiast i otworzyła oczy, co bardzo mnie ucieszyło. Lubiłem zieleń jej tęczówek – Nie jesteś takim typem człowieka, jesteś za dobry.


Lilianna:

Steve z tajemniczą miną oderwał się od poręczy, o którą się opierał i pochylił nade mną. Kiedy to zrobił owionął mnie przyjemny zapach klasycznej wody kolońskiej. Nie mogąc oderwać wzroku od jego hipnotyzujących błękitnych oczu, spłonęłam rumieńcem zawstydzona tą bliskością. Czułam się niezręcznie. Od niepamiętnych lat nie pozwalałam, żeby ktoś się do mnie aż tak bardzo zbliżył. To było przytłaczające.
- Jesteś tego pewna, Lilianno? - szepnął mi do ucha, łaskocząc oddechem mój odsłonięty kark– Przecież mnie nie znasz.
  Ma całkowitą rację – pomyślałam. Nie znałam go, ale czułam, że mogłam mu zaufać. Przecież wczoraj uratował mi życie, a to musiało o czymś świadczyć, prawda?
- Wiem, ale jakbyś chciał, już dawno byś coś mi zrobił – powiedziałam, zerkając dyskretnie na jego mięśnie.
Steve po raz kolejny się zaśmiał. Był to bardzo przyjemny gardłowy dźwięk. Przypominał mi wiatr, który ocierał się o leśne drzewa.
- Masz rację – powiedział i zrobił coś, czego się nie spodziewałam.
Jedną ręką oderwał mnie od ściany, podniósł i przerzucił przez swoje plecy. Krzyknęłam zaskoczona, a serce zaczęło mi szybciej bić z nerwów.
- Co ty, do diabła, robisz? - krzyknęłam przestraszona, bijąc Steve'a rękoma po plecach – Odstaw mnie na ziemię.
- Nie – skwitował, a ja czułam, że się uśmiecha.
- Odstaw, albo zacznę krzyczeć! - zagroziłam.
- Krzycz – odparł spokojnie – W tej melinie – zaakcentował ostatnie słowo – nikt ci nie pomoże.
W myślach przyznałam mu rację i uznałam, że nie będę na darmo zdzierać sobie głosu. Z cichym westchnieniem opadłam bezwładnie na jego plecy, nie mogąc uwierzyć, że pozwalam się tak traktować. Mimo całej tej sytuacji nie bałam się. Nadal miałam do niego zaufanie. Chyba.
- Niesiesz mnie jak worek ziemniaków – mruknęłam niechętnie.
- Bez przesady – zaśmiał się pod nosem – worek ziemniaków jest lżejszy – dodał ciszej.
Prychnęłam niezadowolona. Przez ten czas Steve zdążył pokonać już dwa piętra. Jeśli dobrze liczyłam, zostało nam jeszcze siedem. Byłam zła na siebie, że dałam się w to wciągnąć. W tym momencie mogłam spokojnie leżeć na kanapie, czytając ulubioną książkę, a nie wałęsać się po mieście z nieznanym mi mężczyzną. Więc dlaczego to robiłam?
W ekspresowym tempie dotarliśmy na sam szczyt. Tuż przed drzwiami, wychodzącymi na dach, Steve postawił mnie na ziemi. Z niemałą ulgą postawiłam z powrotem obydwie stopy na ziemi. Miałam głęboką nadzieję, że taka sytuacja już się nigdy więcej nie powtórzy.
Steve otworzył zardzewiałe drzwi i przepuścił mnie przodem. Z zaciekawieniem wyszłam na świeże powietrze. Spojrzałam w górę, niebo było lekko zachmurzone, a spomiędzy białych chmur przebijały się złote promienie słońca. Było ciepło, ale wiał silny porywisty wiatr. W pierwszym odruch zadrżałam z zimna, ale chwilę potem doszłam do wniosku, że jest całkiem przyjemnie.
Steve minął mnie i zatrzymał się przed samą krawędzią dachu budynku. Przez moment myślałam, że chce skoczyć. Nie widziałam, co bym wtedy zrobiła. Serce podskoczyło mi w piersi na samą myśl. Ostrożnie podeszłam do blondyna. Na tle Nowego Jorku prezentował się... tak potężnie. W tym momencie wydawało mi się, że stoi przede mną człowiek, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.
- Pięknie tu, prawda? - powiedział cicho, odwracając głowę.
Przytaknęłam milcząco głową. Krajobraz był piękny, fakt, ale czegoś mi w nim brakowało. Wdzięku i naturalności. Te majestatyczne budynki, słynne nowojorskie drapacze chmur budziły w ludziach podziw i uznanie dla możliwości technicznych człowieka. Wyglądały tak, jakby swoimi iglicami próbowały dosięgnąć nieba, jakby próbowały znaleźć się wśród najjaśniejszych gwiazd niebieskiego firmamentu. Nie pociągało mnie to. Dla mnie były to klocki lego, które budowano, by zaspokoić swoje chore ambicje. Odkąd pamiętam nie przepadałam za ogromem. Ceniłam sobie prostotę i wyrafinowanie. Ileż to już razy marzyłam, by wyrwać się z tej betonowej dżungli i wyjechać na wieś? Ha! Nie wiem.
- Wiesz dlaczego lubię przychodzić w to miejsce? - spytał, patrząc daleko przed siebie – Bo przypomina mi stare, przedwojenne czasy. Nie wiem czy wiesz, ale kiedyś to miasto wyglądało zupełnie inaczej. Miejscami było szare, ale niektóre dzielnice promieniowały świeżością i radością jej mieszkańców. Ludzie żyli wolniej, cieszyli się zwykłymi urokami życia, a teraz pędzą przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Ten budynek wybudowano na parę lat przed wybuchem drugiej wojny światowej. Była to wtedy perła nowojorskiej architektury. Mieściła się tu biblioteka i galeria wspaniałych  obrazów – Steve zamilkł i uśmiechnął się. Wyraz jego oczu stał się dziwnie melancholijny. Miałam wrażenie, że zapomniał o mnie i zatopił się całkowicie w swojej opowieści - Przychodziło tu tysiące ludzi – dodał po chwili – Każdy chciał zobaczyć najpiękniejszy budynek świata...

Steve:

Umilkłem. Przez parę sekund ponownie mogłem zobaczyć miasto żywcem wyjęte z lat trzydziestych dwudziestego wieku. Mimo wszystkich dogodności współczesnych czasów, brakowało mi miejsca, w którym spędziłem kawał swojego życia.
-  Co się stało? Co się zmieniło? - spytała cicho Lilianna.
Odwróciłem się i spojrzałem na nią. Stała parę kroków za mną, obejmując się ciasno ramionami.
- Nastała druga wojna światowa. Bibliotekę zamieniono na magazyn broni, a obrazy spalono.
- To smutne – wyszeptała – Mówi się, że w czasie wojny milkną muzy, a przecież wcale nie musiało tak być.
Lilianna podeszła do mnie i stanęła obok. Jej twarz pobladła, kiedy spojrzała w dół i machinalnie odsunęła się dwa kroki od krawędzi. Zaśmiałem się.
- Mówiłaś, że nie masz lęku wysokości – powiedziałem, mrużąc lekko lewe oko
- Bo tak myślałam – odpowiedziała szybko Lilianna – ale jeszcze nigdy nie byłam na TAKIEJ wysokości.
- Kobiety... - jęknąłem z uśmiechem.
Lilianna przewróciła teatralnie oczami. Kiedy to zrobiła, nie mogłem się powstrzymać.
- Kogoś mi przypominasz, wiesz? - powiedziałem, odgarniając z jej policzka zabłąkane pasmo włosów.
- Kogo? - spytała zaskoczona.
Nie wiem – miałem odpowiedzieć, ale w tym momencie dostałem ważną wiadomość z T.A.R.C.Z.Y.

34 komentarze:

  1. Miszcz Rachel jest pierwsza XD widzę chwilowy zastój mamy cóż każdemu się zdarza.Rozdział świetny tylko jak na razie tylko akcja między Lil a Steve'm.Zapowiada się ciekawie w kolejnym rozdziale
    Czekam na szybki next
    Pozdrawiam R.O.A.H.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest świetny. Niedawno znalazłam Twojego bloga i zaczęłam go czytać. Nie żałuję. Piszesz genialnie. Jeszcze jest o Kapitanie Ameryce. Nawiasem mówiąc to jest mój drugi ulubiony superbohater zaraz po Iron Menie XD Na Twoim blogu z pewnością zostanę na dłużej :)
    Weny życzę i do nn ;**

    Tosia xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając ten rozdział sama poczułam melancholię. Na prawdę stworzyłaś prześliczny klimat tym rozdziałem. Bardzo mi się podobał. Wszystko takie słodkie i niewinne. Lubię to. W dzisiejszych czasach dla mnie to prawdziwa perełka, a nie ciągle wulgarność i cielesność.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, jaki piękny tekst, ale taki samotny... tęskni za akapitami.
    Obie perspektywy pisane są genialnie, przemyślanie.
    Opisy idealnie skomponowane działają na wyobraźnię. Jest śmiech, sarkazm, zmęczenie, młodość i coś retro, sentymentalizm i melancholia.
    Bardzo, bardzo przyjemny rozdział, które mnie osobiście szybko się czytało i z zainteresowaniem.
    Lilianna jeszcze nie wie/ nie zdaje sobie sprawy z tego, kim jest Steve. A on najwidoczniej jest nią oczarowany.
    Ciekawi mnie, co to za wiadomość z S.H.I.E.L.D.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ładny szablon :)
      I widzę, że poprawiłaś i są akapity :D

      Usuń
    2. Są akapity, wczoraj w nocy nie miałam już siły ich robić. A szablon... no cóż. Skradł moje serce <3

      Usuń
  5. To wdrapywanie się na kolejne pietra i scena na dachu....to taka iscie idealnarandka.
    Świetnie się to czyta, oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  6. Wycieczka po schodach, a później ta rozmowa to naprawdę świetna całość. Szczególnie zachwyciła mnie ta rozmowa na dachu. Naprawdę, piękna.

    OdpowiedzUsuń
  7. łał, to jeden z lepszych rozdziałów. Wygląda mi na to, że nie mam się do czego przyczepić XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wierzę :o
      To zbyt piękne, żeby było prawdziwe :D

      Usuń
    2. Masz rację tylko cię tak nabieram. Zaraz ci znajdę jakiś błąd XD

      Usuń
  8. Musze przyznać, że ten rozdział jest moim ulubieńcem, serio. :D Bardzo mi się podoba i ogólnie masz na prawdę dobry styl jeśli o pisanie chodzi. Czekam na więcej! <3
    Ps. Szablon jest nieziemski! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Ach... <3
    Naprawdę bardzo podoba mi się Twój styl! Aż chce się czytać! Nie trzeba się męczyć, wysilać nadmiernie, tylko po prostu się płynie! Cudo. <3 (I tak, wiem, że się powtarzam, no ale jak tu się powstrzymać, no! :D)
    Rozdział genialny. Nie wiem czy nawet nie najlepszy z dotychczasowych (chociaż wszystkie są cudne!). Steve jak zwykle cudowny. :D
    Po prostu nie ma się do czego przyczepić! Wyłapałam tylko jedną literówkę, w którymś miejscy powinno być chyba "wiedziałam", a nie "widziałam". Ale to taki błąd niebłąd, zawsze się takie rzeczy ukrywają, nawet jeśli sprawdza się tekst po kilka razy. :D
    Masz piękny szablon! *u*
    Weny życzę! :*
    Całuję, :**
    Eveline

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaki melancholijny klimat. Świetnie wszystko opisałaś. Fajnie, że mimo tej melancholii znalazło się też coś zabawnego. Ciekawy pomysł na randkę - wędrówka po schodach :) Sama odpadłabym po siódmym piętrze. Wracając do rozdziału, coś czuję, że ten spokój jaki teraz w nim panuj, to jedynie cisza przed burzą.
    Czekam na więcej i życzę weny.
    PS Śliczny szablon, chociaż tekst trochę mały.
    Pozdrawiam,
    Parabola

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej Ress, o co chodziło ci z szablonem, na co się zdenerwowałaś, bo obawiam się, ze nie kumam XD

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeju, jak słodko. Taki kochany rozdział ♥
    "- Niesiesz mnie jak worek ziemniaków – mruknęłam niechętnie.
    - Bez przesady – zaśmiał się pod nosem – worek ziemniaków jest lżejszy – dodał ciszej."
    Rozbroiło mnie to :D Oby tak dalej :3
    Nie mogę się doczekać kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajny rozdział. Mam nadzieję, że kolejny pojawi się szybko.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam nowy rozdział.. Jest cudowny. Uczucie między bohaterami coraz bardziej sie rozwija ;3 Niestety szablonu nie widze, bo jestem na telefonie, ale wpadne tu jutro i zobaczę
    Pozdrawiam i weny (:

    OdpowiedzUsuń
  15. Niezmiernie ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam nowy rozdział. Uczucie między bohaterami coraz bardziej się rozwija. A tekst o worku ziemniaków - genialny <3 Szablonu niestety nie widzę, bo na telefonie jestem, ale wpadne tutaj jutro.
    Pozdrawiam i weny (;

    OdpowiedzUsuń
  16. No hej...
    Nie wiem czemu nie dostałam informacji, że dodałaś nowy rozdział, dlatego komentuję tutaj tak późno. Hmm. Dobrze, że chociaż wpadłam na pomysł, żeby tutaj zajrzeć. No dobra, ale nie będę się tutaj żalić, bo tego raczej nie oczekujesz.
    Gdy dostałam od Ciebie kawałek tego rozdziału, wiedziałam, że to będzie coś. Jednak nie spodziewałam się czegoś aż tak dobrego! Nie myśl, że wątpię w Twoje umiejętności, bo tak nie jest.
    Świetny, bardzo klimatyczny rozdział. Znów rozpływałam się przez Steva. Tak bardzo chciałabym być tam z nim na tym wieżowcu, jejku.
    Do następnego. mam nadzieję, że tym razem mnie poinformujesz...

    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  17. Hmm, ciekawie się zapowiada. Ogółem nie przepadam za tego typu opowiadaniami ale te mnie zainteresowało c; A i mam małe pytanko do tego fragmentu: "Przytaknęłam milcząco głową." Da się przytaknąć milcząco głową? Ja przynajmniej tak nie umiem. Wydaje mi się że miałaś na myśli takie coś: "Pokiwałam w zamyśleniu głową". Te w "zamyśleniu" można było by wyrzucić ale tak ładniej brzmi :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Przeczytałam twoje rozdział i jestem bardzo zadowolona, że zaprosiłaś mnie do przeczytania bloga.Szczerze to sama chciałabym być na miejscu Lilianne na tym dachu.Tak naprawdę to nie wiem co jeszcze mogłabym napisać więc na tym zakończę swój komentarz.

    Pozdrawiam i życzę weny
    Lulu

    OdpowiedzUsuń
  19. Zostałaś nominowana do LBA
    krucza1.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. Rozdział bardzo mi się spodobał. Widać że przemyślany i dopracowany. Nie każdy potrafi włożyć we wpis tyle emocji, oraz przekazać je czytelnikowi. Moim zdaniem jest to dość trudne zadania, ale tobie się udało :)
    Życzę weny i pozdrawiam
    BritKat

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo, bardzo podoba mi się to opowiadanie, lubię kiedy chłopak w taki sposób traktuje dziewczynę.
    Masz fajny styl pisania, czyta się szybko i piszesz na temat.
    +zapraszam, oczywiście jeśli chcesz:)
    http://badbritish-fanfiction.blogspot.com/
    http://oblivion-harrystyles-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo wciągnął mnie ten rozdział, gdy tylko znajdę chwilkę to przeczytam resztę :) podoba mi się postać Lilianny, sprawia ona wrażenie bardzo delikatnej kobiety.

    A na moim blogu pojawił się prolog.
    http://14-dni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  23. Sorka za spóźnienie :) Słodko i nieporadnie jak to Liliana, tajemniczo i szarmancko jak to Steve :D Nie ma to jak przerwać pierwszą randkę... ale może przynajmniej w następnym rozdziale jakaś duża akcja?:D

    OdpowiedzUsuń
  24. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  25. To niesamowite jak twoje opowiadanie podzialalo na moja wyobraznie, moje uczucia i moje gardlo - czy to dziwne ze co jakis czas cicho piszczalam albo wydawalam z siebie jakies dziwne burczenie? Haha chyba nie :D Przeczytalam wszystko tutaj w ekstremalnym tempie - cos pieknego! Pierwszy raz czytam fan fiction z Kapitanem Ameryka, a przeciez tak bardzo go kocham.. W ogole kocham Marvela. Jak super ze ktos pisze cos na jego podstawie! Steve jest wspanialy, to bez dwoch zdan. Ratuje dziewczyne, zachowuje sie jak prawdziwy dzentelman, jest zabawny, ale nie nachalny i tak strasznie... seksowny. Podziwiam Lilianne za jej dystans do niego, ja pewnie juz dawno bym sie rozplynela. Ba! Juz sie w nim zakochalam. Haha chyba nie umialabym byc tak spokojna w jego obecnosci, tak jak Lilianna. On jest cudowny. No cudowny, wspanialy, uwielbiam go.
    Pokochalam twoje opowiadanie, chce wiecej! Duzo wiecej, masz pisac. Pisz, juz, teraz! Na co czekasz? Bo ja czekam na kolejny rozdzial haha z tym seksownym blondynem, w ktorym mam nadzieje nasza bohaterka tez sie zakocha, tak jak ja :D Jezu, ile bym dala za takie zabranie mnie przez niego do takich ruin... poinformuj mnie prosze o nowym rozdziale w zakladce "spam" u mnie na blogu :) i przepraszam za jakies literowki itd ale pisze z telefonu :) pozdrawiam, caluje i tule do serducha <3 Wedrfonir

    OdpowiedzUsuń
  26. Hej. Przepraszam, że przybywam do Ciebie tak późno, niestety dręczy mnie wieczny brak czasu.
    Nie mogę się powstrzymać żeby zacząć od tego, że szablon jest po prostu śliczny! Samo takie pierwsze wrażenie sprawia, że chce się zostać na dłużej. :>

    Co do historii, to przed wejściem, miałam mieszane uczucia, ponieważ – może to wstyd lub nie – kompletnie nie wiem kim jest ten kapitan i o co w tym wszystkim chodzi. xD To drugie opowiadanie, które czytam, z takimi postaciami, ale myślę, że nie zmarnowałam czasu, a wręcz przeciwnie! Pomysł masz świetny, już sam prolog sprawił, że aż chciałam czytać dalej i dalej, a jak w końcu doszłam do końca, to dziwiłam się, że to JUŻ, o rany!

    Lilianne jest niesamowitą szczęściarą, można powiedzieć, że otrzymała drugie życie, gdy Steve ją uratował. Skończyła na drobnych ranach, a tak naprawdę mogłaby już wąchać kwiatki od spodu. Przy okazji także zyskała nową znajomość, gdzie jestem pewna, że zakwitnie coś więcej. :>
    Dobry krok ze strony dziewczyny, że zaproponowała mu w ramach podziękowania kawę, a pomysł Steve’a, by zabrać ją na dach tego budynku – genialny, bardzo oryginalnie, podoba mi się.
    Szybko polubili swoje towarzystwo, nawet już się przekomarzają, a moment, kiedy przerzucił ją przez ramię i niósł po schodach –kolejny geniusz! Z ich znajomości musi coś być!

    Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawa dalszych losów bohaterów i myślę, że z miłą chęcią będę do Ciebie wpadać. Jesteś świetna!

    http://nothing-happens-by-chance-flyaway.blogspot.com/
    Jeśli masz ochotę, to niedawno pojawił się także rozdział drugi u mnie.
    ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  27. Chociaż opisujesz ich relacje bardzo pięknie i wydaje się, że mogą być razem, to właśnie... T.A.R.C.Z.A.!

    Każdy superbohater ma ukochaną, ale rzadko który może z nią być związany na stałe.
    Ciekawe jak dalej to wszystko poprowadzisz :)

    Pozdrawiam i czekam na szybkie dodanie 5 rozdziału! :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Fajny rozdział, jak zawsze i odpowiednia długosci. Fajnie opisałas tą randkę! Naprawdę swietnie. o ten budynke, na który Steve zabrał Lily. Wszystko było takie cholernie romantyczne! I wiesz co? Najgorsze w tym wszytskim jest to, że mi się podobało. A musisz wiedzieć, ze nie znoszę romantyzmu, więc to co uczyniłas w tym rozdziale to naprawdę cudowna robota. Mam tylko jedno ale. W Ameryce za czasów II wojny swiatowej dużo się nie zmieniło. Większosć okropnosci działa się na terenie Europy i Azji, więc nie wiem, czemu mieliby spalać obrazy w tym budynku. Z tego co wiem, to w Nowym Jorku prawie nic się nie działo, tak samo jak w Ameryce,

    OdpowiedzUsuń
  29. Aaaaaaaaaaach!!!!
    I właśnie za takie momenty nie znoszę rozdziałów! Prawie koniec, już ma się coś wyjaśnić a tu proszę - koniec.
    Miałam sobie odpuścić, bo jutro szkoła itd. Ale doczytam jeszcze ten jeden rozdział dla ciekawości.

    Roxette.

    OdpowiedzUsuń
  30. To zdecydowanie najlepszy rozdział twojego opowiadania i zdecydowanie jeden z najlepszych rozdziałów jakie w ogóle czytałam. Zabawny, taki naturalny z domieszką melancholii i hm smutku? tak, chyba tak. W każdym bądź razie bardzo mi się spodobał :)
    Jak tylko będę miała troszkę więcej czasu, zabieram się za następne :)
    Ana

    OdpowiedzUsuń