wtorek, 27 maja 2014

Rozdział II

*Lilianne*

Siedziałam bez ruchu na szpitalnej kozetce, krzywiąc się za każdym razem, kiedy lekarz przytykał mi do krwawiącej rany, nasączony wodą utlenioną, wacik. Bolało, ale nie skarżyłam się. Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie lubiłam szpitali, w których minuta wydawała się godziną, a godzina wiecznością. W milczeniu przyglądałam się zielonym płytkom, którymi wyłożona była sala zabiegowa. Mówi się, że zieleń uspokaja, ale ja nie czułam się spokojna. Z każdą sekundą mój niepokój wzrastał, a strach wykręcał mi wnętrzności.  Martwiłam się przede wszystkim o babcię, która nie powinna przebywać tak długo sama w domu. Osoby z Alzheimerem wymagają stałej opieki i nieustannej troski, bałam się, że babcia podczas mojej nieobecności mogła zrobić sobie krzywdę.
- Mogę już iść? - spytałam po raz kolejny, wykręcając ręce ze zdenerwowania – Naprawdę nic mi nie jest – dodałam spokojniejszym tonem, widząc niezadowoloną minę lekarza.
- Jeszcze chwilę, Lilianno – westchnął stary doktor, przyglądając się mojemu rozcięciu nad łukiem brwiowym- Miałaś niesamowite szczęście, dziewczyno. To się mogło dla ciebie tragicznie skończyć.
Tak, miałam szczęście - przytaknęłam mu w myślach.
Po raz kolejny odtworzyłam w głowie moment tamtego wypadku. Kiedy widziałam pędzący prosto na mnie czarny samochód, naprawdę myślałam, że będę musiała umrzeć. To, że tak się nie stało, zawdzięczałam tylko temu odważnemu mężczyźnie. Zamknęłam oczy, próbując przypomnieć sobie jego twarz, niestety bez skutku. Byłam zła na siebie, że nie zapytałam go, jak się nazywa. Chciałam mu się jakoś odwdzięczyć, przecież gdyby nie on, przywieźliby mnie tutaj w foliowym worku. Co by się wtedy stało z babcią?
- Myślę, że nie trzeba tego zszywać – powiedział nagle doktor, przyklejając do mojego czoła duży biały plaster – Rana nie jest zbyt głęboka.
- To znaczy, że jestem wolna? - spytałam z nadzieją w głosie, wstając równocześnie z łóżka.
- Tak – kiwnął głową lekarz, bacznie mi się przyglądając – Ale przez najbliższe dwa dni musisz unikać wysiłku! - dodał, kiedy stałam przy samych drzwiach sali.
Właśnie miałam wychodzić, ale zatrzymałam się, odwróciłam i z lekkim uśmiechem podziękowałam staremu doktorowi za pomoc. Zdawałam sobie sprawę, że nie byłam cierpliwą pacjentką. Od śmierci rodziców i zdiagnozowaniu choroby babci unikałam szpitali jak ognia. Przywoływały one zbyt wiele bolesnych wspomnień.
- Nie ma sprawy, Lilianno – odpowiedział lekarz, wrzucając do zlewu metalowe narzędzia, którymi wyjmował odłamki szkła z moich ran – uważaj na siebie.
  Jeszcze raz dziękując, otworzyłam drzwi sali i wyszłam na nieoświetlony korytarz.  Już miałam skręcić w prawo, kierując się do głównego wyjścia, ale zatrzymał mnie dobiegający z ciemności lekko zachrypnięty męski głos.
  - Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? - spytał właściciel owego głosu, wstając z jednego z krzeseł znajdujących się na korytarzu.
   Zatrzymałam się w pół kroku, rozpoznając ten głos.  Nie mogłam się mylić, wiedziałam, że przede mną stał On, mężczyzna, który mnie uratował. Nie mogłam uwierzyć, że przyjechał tutaj za mną. Momentalnie ułożyłam w głowie formułki: Bardzo dziękuję za uratowanie mojego życia, jestem ci dozgonnie wdzięczna... albo Nie wiem jak mogłabym ci się odwdzięczyć, to co zrobiłeś było niesamowicie odważne... Niestety żadne z tych zdań nie przeszło mi przez gardło. Stałam i patrzyłam, nie wiedząc jak mam się zachować.
   - Dlaczego? - zdołałam wyjąkąć, za co od razu zganiłam siebie w myślach. Moja reakcja była bardzo niestosowna, ale nie mogłam wydusić z siebie pełnego zdania. Miałam tylko nadzieję, że nieznajomy nie weźmie mi tego za złe.
  Mężczyzna podszedł do mnie, w słabym świetle mogłam jedynie dostrzec zarys jego sylwetki. Był ogromny. Ze swoim metrem pięćdziesiąt musiałam wysoko zadrzeć głowę, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Mimo panującego mroku, widziałam dokładnie barwę jego tęczówek.  Były błękitne, niczym niebo poza miastem w samo południe.
  - Instynkt – powiedział, a ja poczułam, że się uśmiecha – Nie mogłem pozwolić, żeby tak pięknej damie stała się krzywda.
   Z moich ust dobiegł nerwowy chichot, którego nie mogłam powstrzymać. Zawstydzona spuściłam głowę, by móc pozbierać myśli i wydusić z siebie choć jedno sensowne słowo. Czułam się bardzo niezręcznie, jeszcze nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji.
   - Dziękuję – powiedziałam nieśmiało, wpatrując się uparcie w swoje buty.
Zdawałam sobie sprawę, jak głupio to brzmi, ale nie miałam odwagi podnieść oczu. Niebieskooki bardzo mnie onieśmielał. Biła od niego dziwna energia, która sprawiała, że czułam się przy nim bezpiecznie. Nie umiałam tego wytłumaczyć, przecież w ogóle go nie znałam. Być może moja podświadomość mówiła mi, że mogę mu zaufać.
  - Chodź – powiedział – Odwiozę cię do domu
  - Nie, nie trzeba – odrzekłam, odsuwając się nieznacznie od nieznajomego – Już dosyć dla mnie zrobiłeś, nie chcę być problemem.
  - Daj spokój – mówiąc to, położył swoją dłoń na moich plecach i delikatnie popchnął mnie w kierunku klatki schodowej.
  Nie wiedząc co mam zrobić, poddałam się mu, ale w głowie miałam setki pytań. W milczeniu minęliśmy pusty korytarz. Jedynym dźwiękiem, który dochodził do moich uszu były – roznoszone przez echo – odgłosy naszych kroków. Mimo iż nie uważałam się za osobę strachliwą, w tej sytuacji czułam pewien dyskomfort, który sprawił, że moje ciało obleciała gęsia skórki. Objęłam się ramionami i obejrzałam się za siebie. Miałam dziwne wrażenie, że za każdym zakrętem czai się bielejąca w mroku zjawa. Przełknęłam głośni ślinę i przyspieszyłam kroku. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.
   - Stało się coś? - spytał się, widząc zapewne mój niepokój.
   - Nie lubię szpitali – powiedziałam cicho, ponownie oglądając się za siebie.
  - Zauważyłem , ale to nie powód, żeby odwracać się co pięć kroków! - odparł ze śmiechem, ale nagle spoważniał – Spokojnie. Chcę cię tylko bezpiecznie odwieść do domu. Nie musisz się mnie bać.
   - Wiem, przepraszam – powiedziałam cicho i zatrzymałam się – To co się dzisiaj wydarzyło... - spojrzałam prosto w niebieskie oczy mężczyzny, jąkając się – Wybacz... Ja nie wiem co mam robić,  jak mam ci dziękować... Uratowałeś mi życie, a ja nie znam nawet twojego imienia...
   Wreszcie wydusiłam to z siebie. Miałam wobec niego ogromny dług, który musiałam spłacić. Nie wiedziałam tylko jak.
  - Steve. Steve Rogers – przedstawił się, a ja lekko się uśmiechnęłam.
   - Lilianne King – powiedziałam, wyciągając ku niemu rękę.
   Nieznajomy Steve, zamiast ją uścisnąć, pochwycił ją i pocałował mnie w dłoń. Kiedy to zrobił, nogi się pode mną ugięły, a na policzki wyskoczyły mi czerwone rumieńce.
  - Niezmiernie mi przyjemnie – powiedział, następnie otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich.
  Zaskoczona jego szarmanckim zachowaniem, przeszłam przez nie, nie odzywając się ani słowem.   Nagle usłyszałam dzwoniący w mojej torebce telefon. Jak oparzona otworzyłam torbę i zaczęłam w niej szukać komórki. Po kilkunastu sekundach miałam już ją w ręce. Chciałam odebrać, ale właśnie w tym momencie padła mi bateria nokii.
   - O nie! - jęknęłam, gwałtownie potrząsając telefonem – Nie, proszę, nie rób mi tego!
   Kiedy przeklinałam w myślach złośliwość rzeczy martwych, poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że Steve wręcza mi swoją komórkę. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i szybko wybrałam numer stacjonarny. Już po sygnale usłyszałam w słuchawce zaniepokojony głos babci.
   - Gdzie jesteś? - spytała
   - W szpitalu – odpowiedziałam, nie chcąc jej okłamywać – Będę góra za pół godziny. Nic mi się nie stało- oznajmiłam uprzedzając jej pytanie - Muszę kończyć, babciu. Dzwonię z czyjegoś telefonu. Pa.
   - Steve – powiedziałam, oddając mu telefon – Przepraszam. Ze mną są dzisiaj same problemy. Muszę Ci to jakoś wynagrodzić...
   - Nie musisz, Lilianno – rzekł, chowając komórkę do kieszeni swojej kurtki – Chodź, odwiozę cię.
   Widząc, że w domu czeka na mnie zdenerwowana babcia, nie oponowałam. Zachowanie Steve'a zaimponowało mi. Zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. W myślach przyrzekłam sobie, że przy pożegnaniu zaproszę go na kawę. Przynajmniej to mogłam dla niego zrobić.
  Kiedy szliśmy przez puste korytarze szpitala, zdążyłam się mu dobrze przyjrzeć. Był wysokim, dobrze zbudowanym blondynem o kobaltowych oczach. Wyglądał na człowieka, który dbał o swoją sprawność fizyczną, ale nie stronił też od dobrej książki. Był odważny, miły i uczynny. Mężczyzna ideał. Byłam pewna, że na co dzień nie może się odpędzić od kobiet. Z takim wyglądem i manierami na pewno podbił nie jedno niewieście serce.
   Zarumieniłam się, kiedy Steve przyłapał mnie na bezwstydnym gapieniu się na jego osobę. Uśmiechnął się, a ja poczułam ciepło bijące z jego oczu. Był niesamowity. Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego spojrzenia, teraz też nie, ale byłam pewna, że w Stevie bardzo łatwo jest się zakochać.
  - Gdzie mieszkasz? - spytał, kiedy wyszliśmy na zewnątrz.
  Była już ciemna noc, a z zachodu wiał delikatny wietrzyk, który przynosił znad oceanu chłodne i rześkie powietrze. Wzięłam głęboki wdech. W tym wiecznie zakurzonym mieście świeży powiew wiatru należał do prawdziwej rzadkości.
  -  Erie Street. Manhattan.
   Steve nie powiedział nic, poprowadził mnie do żółtej taksówki, stojącej na szpitalnym parkingu i otworzył drzwi.
  - Poczekaj! - szepnęłam, ciągnąc go za rękaw brązowej skórzanej kurtki – Nie stać mnie na taksówkę!
   Blondyn odwrócił się i popatrzył na mnie. Spuściłam szybko głowę, wstydząc się zaistniałej sytuacji. Czułam się okropnie. To było bardzo upokarzające.
   - Lilianno – powiedział Steve lekko zniecierpliwionym głosem – Powiedziałem przecież, że cię odwiozę. Nie utrudniaj mi tego i wskakuj do samochodu.
   Mimo iż zaskoczył mnie jego ton, nie ruszyłam się z miejsca. Nie chciałam go wykorzystywać. Wiedziałam jednak, że sama sobie nie poradzę. Po chwili wahania wsiadłam do taksówki, a Steve zrobił to samo. Przesunęłam się, robiąc mu miejsce. Czułam się bardzo niezręcznie.
   Auto ruszyło z piskiem opon, wgniatając mnie w tylne siedzenie samochodu. Patrzyłam jak z każdą sekundą krajobraz za oknem się zmienia. Po dwóch minutach widziałam centrum miasta w pełnej krasie. Oślepiające światła neonów i różnorakich szyldów atakowały mnie z różnych stron. Nawet teraz mogłam usłyszeć wyjące syreny wozów policyjnych. Nowy Jork mnie przerażał, zwłaszcza nocą.
   - Nie lubisz tego miasta – stwierdził Steve, badawczo mi się przyglądając.
   -Nie – odpowiedziałam, krzyżując ręce na piersi – Jest duże i niebezpieczne – dodałam po krótkiej chwili.
   Steve spojrzał na swoje ręce i zamilkł. Grymas na jego twarzy mówił mi, że coś go gryzie.
  - A ty? - spytałam, ciekawa jego odpowiedzi.
   Mężczyzna westchnął i uśmiechnął się pod nosem.
  - Uwielbiam je – odpowiedział.
  Prychnęłam pod nosem.
            - Ciekawe za co? - Steve przeniósł swój wzrok z powrotem na mnie, a ja zaczęłam żałować, że nie ugryzłam się w język – Każdego dnia dochodzi tu do dziesiątek morderstw, kradzieży czy gwałtów. Człowiek boi się wyjść z domu, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostanie zmiażdżony przez lecące w jego kierunku czarne BMW – zaczęłam paplać jak najęta, gwałtownie gestykulując  rękoma, chcąc zniwelować swój błąd – Przynajmniej raz w tygodniu pojawia się tu super zły złoczyńca, który strzela laserami na lewo i prawo, a grupka samozwańczych bohaterów, którzy nie wiedzą, że bieliznę nosi się pod spodniami, próbuje go powstrzymać...
   Steve zakasłał, zwracając tym samym moją uwagę. Spojrzałam na niego. Śmiał się, choć próbował zamaskować to kaszlem. Myślałam, że się zaraz udusi.
  - To naprawdę tak wygląda? - spytał, patrząc się na mnie pobłażliwym wzrokiem, wciąż się uśmiechając.
   Zrozumiałam, że chcąc ukryć swoją głupotę, palnęłam jeszcze większą.
   - Troszeczkę. Nie śmiej się ze mnie, proszę – powiedziałam, kładąc mu rękę na ramieniu.
   Niebieskooki zrobił poważną minę, ale nie wytrzymał pięciu sekund i znów wybuchnął gromkim śmiechem, a ja razem z nim. Kiedy się tak śmiałam, poczułam, że zeszło ze mnie ciśnienie. W tym momencie miałam dziwne wrażenie, że znam się ze Steve'em parę lat. Krępująca atmosfera gdzieś przepadła.
   Właśnie miałam się zapytać ile ma lat, gdzie pracuje, kiedy taksówka gwałtownie zahamowała, a ja poleciałam do przodu uderzając głową o tył przedniego siedzenia auta. Zabolało, ale szybko doprowadziłam się do porządku, myśląc, że pasy bezpieczeństwa to jednak super sprawa.
   - Należy się dwadzieścia pięć dolarów i sześćdziesiąt centów – odezwał się taksówkarz.
   Steve wyciągnął z kieszeni spodni portfel i wyjął z niego sto dolarów.
  - Reszty nie trzeba – powiedział i wysiadł z taksówki.
  Ja chyba śnię – pomyślałam, wychodząc za nim. Za taką kwotę byłabym gotowa wyjść na ladę knajpy w której pracuję i zatańczyć taniec brzucha w spódniczce hula. Nie mogłam uwierzyć, że z taką łatwością można się pozbyć takiej ilości gotówki.
  - Steve? - zagadnęłam, kiedy ruszyliśmy w stronę mojej kamienicy. Opanowałam kołatanie serca i zebrałam się na odwagę – Mogę cię zaprosić jutro na kawę?
  Nie odpowiedział. Zamyślił się.  Czyżby nie chciał?
   - Nie nalegam, oczywiście – dodałam szybko, widząc jego wahanie – Nie chcę się narzucać, pewnie jesteś bardzo zajęty.
   Mimo wszystko zrobiło mi się smutno. Miałam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, nie chciałam tak tego kończyć. Spojrzałam na swój blok, na schodzący z szarych ścian tynk. Zdawałam sobie sprawę, że nie był to szczyt luksusów. Kto by chciał się zadawać z dziewczyną z niższych sfer, której nawet nie stać na taksówkę? Spuściłam głowę. Co ja sobie wyobrażałam?
  - To tutaj – powiedziałam, zatrzymując się i wskazując ręką na drzwi najbliższej klatki schodowej – Dziękuję za wszystko. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Do widzenia.
  Ruszyłam w stronę swojego mieszkania, nie oglądając się za siebie. Nie chciałam wyjść na bez wdzięczną dziewuchę, ale co mogłam w takiej sytuacji zrobić?
   - Lilianno! - zawołał nagle za mną. Odwróciłam się i spojrzałam na niego – Jutro o czternastej. W Cafe Duke.
   Uśmiechnęłam się i przytaknęłam głową. Cieszyłam się, że będę mogła poznać go bliżej. Było w nim coś, co sprawiało, że czułam się jak dama, którą nie byłam. Był czarujący. Nagle usłyszałam cichutkie pukanie w okno. Spojrzałam w górę i zobaczyłam stojącą w oknie babcię. Zerknęłam na Steve'a. Uśmiechał się. Pomachałam mu i weszłam do kamienicy. Czułam, że Steve odprowadził mnie wzrokiem do samych drzwi.





______________________

Najdłuższy rozdział, jaki udało mi się dotychczas napisać.
Jest tak słodki i patetyczny, że nie musicie słodzić herbaty przez tydzień.

Serdecznie zapraszam na Opowieści Królestwa Loren.

Boję się Twojej reakcji, Wilczyco.

42 komentarze:

  1. W wypowiedzi " - Instynkt – powiedział, a ja poczułam, że się uśmiecha – Nie mogłam pozwolić, żeby tak pięknej damie stała się krzywda. " , powinnaś napisać : nie mogłem (forma męska). Cóż...za intrygujący mężczyzna z wybawcy Lili. Steve - cóż za ciekawa postać. Pomocny facet, a z drugiej strony nie był pewien spotkania z Lilą. Zastanawia mnie powód, dla którego się jednak zgodził. Uważam, że ten rozdział jest bardzo dobry. Poza tym nie spodziewałam się nieprzyjemnej sytuacji, która miała miejsce na samym początku.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ale czasami się zapominam. Dyktuję sobie w myślach tak, a piszę zupełnie inaczej. Bardzo często mi się to zdarza. Mam nawet taką perełkę: "I rozdzwoniły się wszystkie krakowskie SPRAWDZIANY" Rozdział pisałam na fizyce, a pani profesor akurat rozdawała poprawione klasówki. Niech żyje podzielność uwagi!

      Cieszę się, że się podobało :)

      Usuń
    2. W porządku, rozumiem ;) Nic nie jest w końcu idealny :)

      Pani profesor? To jest dla mnie śmieszne, kiedy mgr każą tak się do siebie wracać - to tylko moja taka luźna uwaga .

      Usuń
    3. Powiem Ci szczerze, że nie każą. W naszej - 356letniej - szkole jest po protu taki zwyczaj :)

      Usuń
    4. Trochę głupi, gdyż większość nauczycieli mają magistry tylko skończone.

      Usuń
  2. Zdarzają się literówki, ale ich nie wypiszę, sama je popraw :P
    Bardzo podoba mi się ten rozdział :)
    Dobre opisy :)
    Fajnie, że Lil chce poznać bliżej swego wybawcę.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. O to chodzi w miłości chyba, nie? O słooooodkość :D Mi tam się podobał, trochę se pochichotałam, a więcej akcji dasz w następnym :P

    OdpowiedzUsuń
  4. O jejku *.* trafiłaś w mój gust zostawiając link do tego opowiadania <3 kocham wszystko co związane jest z Marvelem. Kapitan Ameryka jest strzałem w 10! Ah mam nadzieje, ze rozwinie się z tego spotkania w Cafe Duke coś większego <3
    Z niecierpliwością czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Noo wreszcie coś dłuższego;)
    Świetny rozdział. Sama słodycz.
    Zazdroszczę ci. Ile ja bym dała żeby tak pisać. A twoje opisy? Są genialne.
    Już się nie mogę doczekać tego ich spotkania.
    Czekam na nn .
    Pozdrawiam
    Fallen

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh! To mi się podobało. Nareszcie coś co mimo,iż od poczatku, czaruje swą subtelnością. Nie piszesz na siłę, nie śpieszysz się również nazbyt z akcją. Czytając mam wrażenie, że płyniesz w kreowanej rzeczywistości, jakby ta była oceanem, tóry znasz bardzo dobrze. Bardzo mi się to spodobało. Rozmowa bohaterów możliwe, ze była zdawkowa, ale nie wyszła nachalna. To takie naturalne, gdy dwoje ludzi, którzy się dopiero poznali nie mają zbyt dużo wspólnych tematów, a jednak z kazdą chwilą odnajdują wspólny język i okazuje się, że są niemal pokrewnymi duszami.

    To było cudowne. Czekam na newsy.
    pozdro

    OdpowiedzUsuń
  7. Nareszcie :3 Cudownie piszesz , tak lekko i za bardzo nie rozwlekasz i się nie spieszysz :) Bardzo miło się czyta i nareszcie jest więcej Steve'a :3:3 Kochany Kapitan <3
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo ciekawy i słodki rozdział. Widać, że znajomość Lilianny i Steve’a zacznie się rozwijać. W ogóle postać Kapitana jest genialna i świetnie wykreowana. Taki chodzący ideał! Już się bałam, że super bohater nie zgodzi się na spotkanie z dziewczyną z powodu obowiązków. Czekam z niecierpliwością na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba trochę za słodko i dlatego wyglądało tak trochę nierealnie. Chociaż.. to w końcu opowiadanie o superbohaterze, wiec nie wszystko musi być realne :P
    I chociaż rozdział mi się podobał, bo lubię twój styl pisma, to czekam z niecierpliwością na kolejny, w którym mam nadzieję, będzie działo się więcej :))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aa i jeszcze pytanie nie do opowiadania, grasz na skrzypcach ? Chodzi mi o twoje profilowe zdjęcie, rzecz jasna :P

      Usuń
    2. Gram, aczkolwiek zdjęcie nie przedstawia mnie :)

      Usuń
    3. To piona, ja też gram :)

      Usuń
  10. Taaak, w końcu coś dłuższego. Super Ci wyszedł ten rozdział. Jestem zauroczona, haha. Nie mogłam się powstrzymać i sama śmiałam się do siebie, z tego zdania, które powiedziała Lily w taksówce. To było genialne!
    Jeju, też chcę, żeby pisanie przychodziło mi z taką łatwością.
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie bój się. Rozdział jeden z lepszych które napisałaś;) Poczułam w Liliannie pokrewną duszę gdy wypowiadała się o Nowym Jorku. Całkiem sympatycznie wyszło ci też to skreślenie przy słowie nieznajomy. Nadaje klimatu XD No i jej zakłopotanie. Często zdarza się, że uratowana pada do stóp bohaterowi niemal całując mu buty, a tu... pełna klasa. Zarazem wdzięczność i niepewność.
    Pochwalam więc ten rozdział i liczę, że następny będzie równie dobry.

    OdpowiedzUsuń
  12. Hmmm... Czytając to opowiadanie mam wrażenie, jakbym czytała książkę napisaną, przez profesjonalną pisarkę. Jestem pod naprawdę dużym wrażeniem. Jeśli to nie problem, proszę o powiadamianie mnie o kolejnych rozdziałach na blogu: http://zaslugujesz-na-szczescie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Faktycznie, rozdział tak słodki, że słodzenie można sobie darować. Na szczęście piję gorzką herbatę.
    Steve zachował się bardzo ładnie, ba, z klasą, i właściwie jak na superbohatera to da się jego zachowanie wytłumaczyć. Co do Lili, całkiem prawdziwa i naturalna z niej dziewczyna - tak ją odbieram.
    Rozdział niezły, i chwała Bogu - długi ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajny rozdział, słodko i romantycznie :D Życzę weny i czekam na nexta.
    http://the-streetangel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i podoba mi się to, że twoje rozdziały są coraz dłuższe, piszesz świetnie, oby tak dalej :)

      Usuń
  15. Bardzo mi się podoba i napewno będę tu zaglądała częściej! ;3
    Tymczasem zapraszam do siebie!
    http://yebacto-labirynt.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. No więc tak. Zacznę od tego, że gdy zostawiłaś u mnie komentarz to bardzo się ucieszyłam i postanowiłam do Ciebie wpaść. Od razu jak zobaczyłam link, który dołączyłaś uśmiech pojawił mi się na twarzy, bo wyczytałam w adresie avenger, a musisz wiedzieć, że jestem ogromną fanku grupy Avengers. Szczególnie przypadł mi do gustu film. Oglądałam chyba sto razy, ale nie o tym teraz... Tak więc wracając do prologu, to podobał mi się. Był ciekawy, a przede wszystkim nieźle się skończył co wzbudzało we mnie niedosyt, ale akurat jestem do tyłu z rozdziałami, więc mogłam przejść dalej do czytania. :P Co do rozdziału pierwszego to troszkę się rozczarowałam długością. Dlaczego tak krótko? Moim zdaniem za mało tego wszystkiego związanego z ratowaniem dziewczyny i trochę to jakby spłycone. Dopiero zaczęłam się rozczytywać, a tutaj koniec. Jeszcze został rozdział drugi. Ten już wydawał się dłuższy. Nie wiem jak na razie, czy polubiłam główną bohaterkę. Zdziwiło mnie, że po takim czymś lekarz nie zażądził, by zostawić Lilianne na obserwacji przez jakiś czas. Tak zwykle się robi, przynajmniej ja zostałam tak potraktowana. Dość szybko bohaterka zapoznała się ze Steve'em :D Już są umówieni na nie-randkę. Bardzo fajnie, że akcja się tak szybko rozwija. Chyba polubię Lilianne, ale na razie wolę tego wysokiego blondyna o kobaltowych oczach. Ojej, kobaltowe oczy... To musi być faktycznie facet idealny! Faktycznie rozdział był słodki, ale nieprzesłodzony. Słodzić herbaty na pewno nie będę, bo jej nie piję i w ogóle nie słodzę. Jednakże słodko się zrobiło, choć ja nie przepadam za wątkami miłosnymi to uśmiechnęłam się. Może temu, iż ostatnio za dużo radości w moim życiu. Chyba obejrzę dziś Hannibala i mi przejdzie. Odnośnie błędów to napotkałam parę literówek, ale to sama je znajdziesz, kiedy przewertujesz tekst. Wspomniałam o szablonie? Jest naprawdę przecudny, chociaż ten kolor do mnie jakoś niezbyt przemawia. Mimo to bardzo efektowny. No tak... wyszło, jak wyszło. Kompletny chaos i paplanina. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Ogólnie przyjemnie się czytało. Dobrze, że mnie znalazłaś i zostawiłaś link, bo tak to chyba nie znalazłabym tego opowiadania. Jak na razie jestem pozytywnie zaskoczona i chcę więcej! Także z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Daj znać, jeśli możesz, bo ja mam tendencję do zapominania o wszystkim. Już miałam kończyć, a tutaj kolejne zdania bezsensownych słów wyjętych z moich ust. Ojej, wybacz. Trzymaj się ciepło i mam nadzieję, że Cię nie przeraziłam. Świetnie piszesz, trzymaj tak dalej! Mówiłam już, że czuję niedosyt po ostatnim rozdziale?

    Pozdrowionka, Toksyczna

    [tozsamosc-cobry]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no i dodaję się jeszcze do obserwowanych ;)
      i już kończę mój chaotyczny komentarz, jaki powstał.

      Usuń
  17. Aaa, kochana. Przywiązałam się do twojej bohaterki, wiesz?
    Jest taka fajniutka. Tak w ogóle, bardzo kocham twój styl pisania. Tak przyjemnie mi się czyta. Aż płakałam jak kończyłam czytać - biorąc pod uwagę fakt, że dopiero teraz znalazłam chwilę na przeczytanie rozdziału.
    No i nie gniewaj się, ale teraz będę musiała poprawiać duuużo jedynek z matematyki, więc mogę komentować dopiero na rozpoczęcie wakacji - prawdopodobnie.
    Jako wielka fanka avengers co mogę ci powiedzieć?
    Stiłi cudowny. Lofciam i kofffciam. Historia dopiero się rozkręca, a ja już wariuję na punkcie tego shipu jak wariatka. Przeszłość dziewczyny nie wydaje się ciekawa i nawet sprawiła, że moje serduszko drgnęło. Bidulka, ileż jeszcze będzie musiała się nacierpić? Steve facet ciasteczko z kremem, prawda? Jakby mnie taki ratował, to codziennie pakowałabyym się w kłopoty. Hehe, dobra, kończę, bo tu dziwne rzeczy wychodzą.
    Pozdrawiam, Faith.

    http://trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Normalnie przy tego tupu słodziutkich sytuacja rzygam jak kot ale tutaj no no no same ciekawe rozwoje sytuacji hmm czekam na next ;D
    Pozdrawiam R.O.A.H.

    OdpowiedzUsuń
  19. Super opowiadanie dopiero dzisiaj je znalazłam przeczytałam wszystkie rozdziały które dodałaś :) uważam ze bardzo dobrze piszesz :) czekam na następny rozdział !!!

    OdpowiedzUsuń
  20. Jeju, jak tu ciemno.. Albo mi nie działa dobrze szablon. ;C
    Widzę, że mam zaległy rozdział, niedługo nadrobię.
    Mam problemy z dodawaniem komentarzy, więc wrzucam teraz w szkole. :)

    Śląsk - Zabrze, niedaleko Bytomia. :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Mój pierwszy rozdział tutaj, postaram się go napisać :)
    Moja droga pomysł na bloga, który świetnie przedstawiłaś jest ciekawy, sam sposób opowiedzenia tego jest boski...Ba! Jest idealny, by go wykonać. Ty oczywiście poradziłaś sobie świetnie, gratulacje, bo nie każdy tak potrafi. Od razu powiem że czułam się jakbym czytała książkę napisaną przez świetnego pisarza.
    świetnie przedstawiłaś Steve'a Rogers'a naprawdę to w jego stylu :) Dżentelmen się zgadza i wgl wszystko jest w idealnym porządku, a ta Lilianna jest świetną bohaterką.
    Dziękuję ci za wzbudzenie we mnie satysfakcji za przeczytany przeze mnie rozdział i wzbudzenie zazdrości, On jest boski!
    Pozdrawiam cię gorąco i czekam z niecierpliwością na następny rozdział
    Az :****

    OdpowiedzUsuń
  22. Świetny rozdział. ,,Za taką kwotę byłabym gotowa wyjść na ladę knajpy w której pracuję i zatańczyć taniec brzucha w spódniczce hula."--> To. To mnie po prostu rozwaliło xd
    + Zostaję stałą czytelniczką, więc mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach? Z góry dziękuję.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Nareszcie przybyłam! Ach, tym razem trafiłaś w moje gusta <3 I to jeszcze jak!

    Zacznę od tego, że bardzo podoba mi się twój styl pisania. Brakuje czasu akapitów, to tu, to tam, ale to nie robi większego problemu w czytaniu, więc nie będę tego dalej ciągnąć. Błędów zbyt wiele nie zauważam - wielki plus! No i jak już wspomniałam, twój styl. Może tylko mi się wydaje, ale moim zdaniem piszesz lekko i przyjemnie się to czyta. Podoba mi się.

    Przeczytałam wszystko, co miałaś i jestem pod wielkim wrażeniem. Pozytywnym, oczywiście! Na pewno podoba mi się postać głównej bohaterki. Lilianne. Wiesz, wiele moich bohaterek miało na imię Lily. Może dlatego zapałałam do niej taką przyjaźnią. Poza tym, interesuje mnie jej historia. Nie ma rodziców - jak zginęli? Ma tylko babcię, o którą się troszczy... lubię takie postacie. Doświadczone przez los.

    No i Steve, cały Steve! Takim go właśnie widzę - dżentelmen, pan "mogę mieć każdą, ale ty mi się podobasz". Poza tym, ciekawie go tworzysz. Zobaczymy, jak to dalej pociągniesz. I bardzo podobało mi się to, że Lilianne nie lubi miasta, w którym mieszka - doskonale ją rozumiem. Nowy Jork jest z jednej strony miastem pięknym, a z drugiej... no właśnie. Ma więcej minusów niż plusów.

    "Za taką kwotę byłabym gotowa wyjść na ladę knajpy w której pracuję i zatańczyć taniec brzucha w spódniczce hula." tym tekstem mnie oficjalnie kupiłaś i wygrałaś moją miłość.

    Podsumowując - dodaję do obserwowanych, będę wpadać i czekam na kolejny rozdział.
    xoxo, Loks.
    ~lilybird-everdeen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. Hahah Rozdział genialny. :D Wybuchłam takim śmiechem, że aż siostra zapytała się mnie o co chodzi. xD
    Twój styl pisania jest przegenialny! Pewnie już to pisałam, ale się powtórzę. Twój tekst czyta się płynie i leciutko. <3
    Steve! *u* *.*
    Może uda mi się napisać coś dłuższego pod kolejnym rozdziałem. :D
    Pozdrawiam! Weny!
    Eveline

    OdpowiedzUsuń
  25. Aj tam... Zaraz słodki... :D
    Steve okazał się naprawdę dżentelmenem *.*
    Lili może i sądzi, że nie zasługuje na szczęście, skoro jest biedna, ale to nie prawda! Dużo osób ma o wiele lepszy rozum i serce od bogaczy!

    Cieszę się, że trafiłam na Twoje opowiadanie :))

    OdpowiedzUsuń
  26. Ach...ten rozdział jest cudny! Aż się nad nim rozmarzyłam. Może i to nie Thor, ale i tak chciałabym być na miejscu Lily. Kto by pomyslał, że Kapitan Ameryka potrafi być taki słodki? Szczególnie rozbawiła mnie scena, kiedy Lily opisywała superbohaterów. Naprawdę, padłam i jeszcze nie wstałam :D

    OdpowiedzUsuń
  27. Zawsze mnie smuci takie coś. Nie wiem. Jak kogoś na cos nie stać. Jak ktoś nie moze sobie na cos pozwolić wiec mimo ze byl to normalny rozdział łzy w oczach mam. Nie wiem ale to jest moj drazliwy temat ze niektorzy tak mają...

    OdpowiedzUsuń
  28.  a grupka samozwańczych bohaterów, którzy niiznę nosi się a grupka samozwańczych bohaterów, którzy nie wiedzą, że bieliznę nosi się pod spodniami, próbuje go powstrzymać... pod spodniami, próbuje go powstrzymać...♥ Ten cytat był genialny. Szukałam błogą o kapitanie a na twój trafiłam przypadkiem przeglądając katalog. Na razie przeczytałam tyle, ale musiałam skomentować. Uwielbiam Rogersa a ty tak idealnie i prawdziwie go opisujesz. Czyta się bardzo szybko i łatwo.

    Zapraszam do siebie gdzie również spotkasz Evansa jako głównego bohatera jednak w nieco innej roli.
    prince-of-war.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  29. Rzeczywiście, herbatka która jeszcze pół godziny temu była ohydna nagle zrobiła się słodka jak miód. Postawię tu tezę, że to twoje wspaniałe narracyjne zdolności.

    Wow! Rzadko bawię się aż tak bardzo, ale twoja opowieść strasznie mnie wciągnęła. A to który rozdział? II? Będę cierpieć przez resztę tygodnia, że doszłam do rozdziału nr V i muszę czekać na następny ;_;

    Masz niesamowity styl. No coś bajecznego!
    Okey, muszę nadgonić, więc lecę!

    Roxette.

    OdpowiedzUsuń
  30. Kolejny świetny rozdział! Nie lubię przeslodzonych historyjek, ale ich rozmowa naprawdę mnie urzekła. Szczególnie moment, kiedy Lily zaczęła paplac jak najeta, a potem oboje się śmiali. Masz naprawdę ogromny talent, spieszę się z czytaniem kolejnych części!

    Pozdrawiam ciepło, Julss xx

    OdpowiedzUsuń
  31. Kolejny świetny rozdział! Nie lubię przeslodzonych historyjek, ale ich rozmowa naprawdę mnie urzekła. Szczególnie moment, kiedy Lily zaczęła paplac jak najeta, a potem oboje się śmiali. Masz naprawdę ogromny talent, spieszę się z czytaniem kolejnych części!

    Pozdrawiam ciepło, Julss xx

    OdpowiedzUsuń
  32. Bardzo mi się podobało. Choć czytam dopiero drugi rozdział ,już wiem, że ta historia będzie tak samo ciekawa, ja ten fragment, aż do samego końca. Pozdrawiam : Magda

    OdpowiedzUsuń