tag:blogger.com,1999:blog-49885861882119899692024-03-20T04:26:41.515+01:00Kapitan AmerykaResshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.comBlogger15125tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-48334469371787270202016-03-04T16:33:00.003+01:002016-03-04T16:33:51.881+01:00<<<<>>>>Co tu dużo mówić? Link do opowiadania znajduje się tu: <a href="https://www.wattpad.com/myworks/28681962-kapitan-ameryka-pierwszy-avenger" target="_blank"><klik></a><br />
Zapraszam :)Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-77028656372452250352015-12-05T21:52:00.002+01:002015-12-05T23:20:45.569+01:00Hi, Hey, HelloWitajcie wszyscy Ci, którzy jeszcze tu od czasu do czasu zaglądacie i oczekujecie nowego rozdziału.<br />
<br />
Jak wiecie, od czerwca, porzuciłam życie blogowe. Nie wchodziłam, nie interesowałam się. Coś innego zajęło mi moją głowę. Co się działo przez ten czas? Różne rzeczy. Naprawdę różne rzeczy. Byłam na wykopaliskach archeologicznych. Wiecie czego się nauczyłam? Nie zgadniecie! Zawsze myślałam, że synonimem dla słowa archeolog może być łowca skarbów, otóż nie. Jedynym właściwym synonimem słowa archeolog jest wyrażenie terminator dżdżownic. Amen! Zapamiętać i stosować ;)<br />
<br />
Ale dlaczego piszę tę notkę? Możecie mnie zjeść, zagryźć, nabić na pal i obedrzeć żywcem ze skóry, bo w przeciągu najbliższych dwóch dni pojawi się nowy rozdział.<br />
<br />
Nie wiem, czy kogoś jeszcze interesują przygody naszego Kapitana, ale ... nie no. Chcę to skończyć. I ja to skończę. A jak nie, to akapit wyżej macie listę rzeczy, które możecie ze mną zrobić. Pozwalam i zezwalam.<br />
<br />
Skasowałam poprzednie "poprawione" rozdziały. Jakoś mi nie podchodziły. Tamten Steve, to nie był Steve. Nie wiem czy się ze mną zgodzicie. Akcją wracam do Rozdziału IX. Dziesiątka... cóż... od niej zaczęło mi się sypać, więc puśćmy ją w niepamięć. Jako, że była dość długa... przerwa... polecam ... jeśli chcecie, macie ochotę... wrócić do tamtych rozdziałów. Niektóre nie powalają, wszak pisałam je ponad rok temu, ale żeby chociaż przypomnieć sobie fabułę :)<br />
<br />
To co? Do zobaczenia?<br />
<br />Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-89111482938790342002015-06-30T18:15:00.002+02:002015-06-30T18:15:42.716+02:00InformacjaNie, to nie notka. Nie, nie zawieszam -znowu- bloga! Więc gdzie nowy rozdział?? Ano nie ma. Cóż się zatem dzieje?<br />
<blockquote class="tr_bq">
Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam!Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam!Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam!Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam!Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam! Zdałam!Zdałam! Zdałam! Zdałam!</blockquote>
<br />
Tak, kochani! Zdałam! Zdałam maturę. Mam świadectwo dojrzałości! Tak, tak, tak, tak, tak, tak!! Uff!! Kamień spadł mi z serca. Wszystko poszło dobrze, Matematyka... ledwo, bo ledwo, ale zdałam!<br />
<br />
Serwery uczelni padły. Jakby właśnie pół Polski zamierzało studiować w Rzeszowie, Masakra! Dlatego do czasu aż załatwię wszystkie formalności - a uwierzcie trochę tego jest - nie opublikuję notki.<br />
<br />
To jest bez sensu! Żeby za samą chęć studiowania na jednym kierunku płacić 80 zł! Żegnajcie 640 złotych! Miło było Was (nie)mieć w portfelu.<br />
<br />
Trzymajcie kciuki!<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>Archeologio</b>, <i>nadchodzę!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedziałam, że doświadczę tego, że 32% z matmy będzie mnie bardziej cieszyć niż 95% z polskiego :D</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com30tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-865141372851632542015-06-14T20:29:00.001+02:002015-06-14T20:29:23.270+02:00!!!Nie, nie zapomniałam. Zapomnieć o Kapitanie Ameryce? Wolno to tak?<br />
<br />
Komputer zepsuł mi się i wszystkie rozdziały... bum... przepadły. Od niedawna mam nowy. Dla tego, kto wymyślił windows 8 powinno być przydzielone osobne piekło.<br />
<br />
Nie wiem co mam zrobić z tym blogiem. Przeczytałam go sobie od początku i zauważyłam mnóstwo błędów, zwłaszcza logicznych.<br />
<br />
Mam pomysł, żeby zacząć wszystko od nowa. Wszystko będzie to samo, ale poprawione. Kilka rozdziałów będę łączyć w jeden i myślę, że pójdzie to szybko. Co o tym myślicie?Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-974902607554647012015-04-07T22:32:00.000+02:002015-12-05T22:55:39.795+01:00Rozdział IX<h4 style="text-align: center;">
Lilianna: </h4>
<div style="text-align: justify;">
- Ogórki, masło, chleb - powtarzałam niczym mantrę, kierując swoje kroki do najbliższego sklepu spożywczego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po tak nagłym wyjściu Steve'a, moje serce przeżyło nagły wstrząs. Zorientowałam się, że kazałam pocałować się mężczyźnie, którego w ogóle nie znałam. Ba! Do którego nie miałam nawet numeru komórki! W myślach dziękowałam Bogu, że Rogers był prawdziwym dżentelmenem. Albo idiotą. Przecież to różnie mogło się potoczyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Automatyczne drzwi marketu otworzyły się, a moje włosy rozwiał ciepły podmuch powietrza. Ten fakt przypomniał mi, że wizyta u fryzjera jest moim priorytetem. Nie mogłam dłużej chodzić po mieście niczym mieszkanka bezludnej wyspy. Prychnęłam z zażenowaniem. Byłam pewna, że nawet Robinson Crusoe wyglądał lepiej niż ja w tym momencie. </div>
<br />
<br />
<h4 style="text-align: center;">
Steve:</h4>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co się z tobą dzieje, stary? - spytał mnie Hawkeye, wyciągając w moim kierunku swoją dłoń. Chwyciłem ją i podniosłem się z ziemi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem - wydyszałem, próbując złapać oddech - Nie wiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z gardła Sokolego Oka wydobył się chichot, który po krótkiej chwili przerodził się w skrzeczący żabi rechot. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty się zakochałeś - mówił, nie przestawiając się śmiać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wróćmy do treningu - powiedziałem chłodno i wymierzyłem w stronę Hawkeye'a piękny prawy sierpowy. Mój towarzysz zatoczył się, upadł i złapał się za szczękę. Z kącika ust poleciała mu cienka strużka krwi. Humor, stwierdziłem z niechęcią, nie opuścił go nawet na sekundę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zakochał się - powtarzał - po siedemdziesięciu latach zakochał się!</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak na zawołanie w głowie stanął mi obraz Pe... Lilianny. W nozdrzach poczułem słodki zapach fiołków i kwaśnej cytryny. Wyobraziłem sobie, jakby to było mieć w ramionach tą małą dziewczynę. Uśmiechnąłem się i zrobiłem szybki unik. Zaskoczony Hawkeye zatrzymał się, odwrócił i ponownie zaatakował. Tym razem zatrzymałem jego uderzenie, złapałem za bark i mocno wykręciłem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty wiesz, że możesz mieć rację? - mruknąłem i puściłem Sokoła - Na dzisiaj, to koniec treningu - dodałem, zamyślony podniosłem tarczę i skierowałem się do swojego pokoju. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zastanawiałem się nad tym, czy to możliwe, że moja podświadomość była aktywna przez cały ten okres, kiedy leżałem zamarznięty na dnie oceanu. Może to dlatego nadal żywiłem do Peggy gorące uczucie. Rozmyślanie w kółko o jednej kobiecie mogło wywołać taki efekt. Nawet obsesję. Pokonując kręte schody myślałem też nad drugim rozwiązaniem, zupełnie odwrotnym do tego pierwszego. Co jeśli te siedemdziesiąt lat były dla mnie jak jedna noc? Zmarszczyłem brwi. To chyba było bardziej prawdopodobne. Obrazy z drugiej wojny światowej były dla mnie wciąż żywe, wręcz krzykliwe. Kiedy budziłem się w nocy z łomoczącym, jak ckm, sercem, byłem pewien, że nigdy nie zapomnę tamtych chwil. </div>
<div style="text-align: justify;">
Otworzyłem drzwi do swojej sypialni i rzuciłem na łóżko tarczę. Swoje kroki skierowałem prosto do łazienki. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Zimna woda była ukojeniem dla obolałego ciała i zmęczonego umysłu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Oparłem głowę o kafelki. Byłoby lepiej, gdybym nadal leżał na dnie Atlantyku. </div>
<div style="text-align: justify;">
A z całą pewnością dużo prościej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h4 style="text-align: center;">
Lilianna: </h4>
<div>
Zadowolona, zajadałam pyszne kanapki i popijałam gorącą herbatą. Wizyta u ulubionego fryzjera zdecydowanie poprawiła mój nastrój, a telefon od lekarza babci dopełnił kielich radości. Uwierzyłam, że wszystko będzie dobrze i ta myśl znacząco podniosła mnie na duchu. Mogłam z czystym sumieniem oddać się rozmyślaniom o prozaicznych, ale jakże przyjemnych, rzeczach.</div>
<div>
Steve. Pomyślałam z uśmiechem, zrzucając temat remontu na dalszy, bardziej odległy i nieosiągalny plan, choć od razu zganiłam się za to w myślach. Z drugiej strony, Rogers był dla mnie postacią, której w ostatnim czasie bardzo dużo zawdzięczałam, więc wydało mi się to w pewnym sensie dość naturalne.</div>
<div>
Wiedziałam, ze nie chciałabym mieć w nim wroga. Był taki potężny. Przy nim czułam się jak wyjątkowo malutki skrzat. A raczej skrzacik. Przypomniałam sobie, jak podniósł mnie, zupełnie jakbym była ważącą trzydzieści dekagramów porcelanową lalką. I to uczucie, kiedy obejmował mnie ramionami... </div>
<div>
Z Paulem nigdy nie przeżyłam czegoś takiego. Śmiać mi się chciało. Nie mogłam uwierzyć, że zadawałam się z tym osobnikiem płci... męskiej. Był chudy, jak patyk i do tego żylasty. A jego usta, to... szczelina pompująco-ssąca. Nic więcej. </div>
<div>
Nagle moje serce wykonało w klatce piersiowej bolesny obrót. </div>
<div>
<i>A co, jeżeli już się nie spotkamy?</i> </div>
<div>
Gdybym była na miejscu Steve'a, i jakaś obca osoba kazała mi siebie pocałować, błyskawicznie uciekłabym na koniec świata, a najlepiej jeszcze kilkadziesiąt kilometrów dalej, ot tak, dla czystej pewności. A on, jakby nie patrzeć, własnie to zrobił. </div>
<div>
Westchnęłam.</div>
<div>
<i>Jestem bardzo, bardzo zmienną osobą.</i><br />
<i>Jestem idiotką.</i></div>
<div>
Zrezygnowana sięgnęłam ręką po pilot i włączyłam telewizor. Jak na złość trafiłam w sam środek dokumentu o Avengersach. </div>
<div>
Nie zmieniając kanału, przełknęłam ostatni gryz kanapki z ogórkiem. Patrzyłam, jak Hulk wyrywa z chodnika uliczną latarnię i rzuca nią w bliżej nieokreślonego osobnika. Iron Man i, zdaje się, Czarna Wdowa, atakowali drugiego bandytę. </div>
<div>
Zagryzłam dolną wargę. Centrum będzie jutro nieprzejezdne, a to znaczy, że będę musiała pójść do pracy, jak zwykle w takich sytuacjach, pieszo. </div>
<div>
Dlaczego oni walcząc z tymi bandytami zawsze musieli demolować pół miasta? </div>
<div>
- Wariaci - mruknęłam i zdenerwowana wyłączyłam telewizor.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
__________________________________</div>
<div>
28 grudnia, 7 kwietnia.</div>
<div>
Co za różnica :D</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Jesteście?</div>
Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-78862135332662046882014-12-19T21:48:00.000+01:002015-12-05T22:54:21.004+01:00Rozdział VIII<h3 style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><strike>Lilianna</strike></span></h3>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Otworzyłam zamknięte oczy i pozwoliłam, by Steve
podniósł mnie i posadził na kuchennym blacie, z którego wolną ręką przesunął
przeszkadzające przedmioty. Kiedy to zrobił, dotknął swoją dużą dłonią mojego rozgrzanego
policzka i pogłaskał go. Chciałam coś powiedzieć, zaprotestować, ale nie
mogłam. Nie byłam w stanie. Czułam, jak moje serce topnieje i uwalnia
niesamowite ciepło, które natychmiast owładnęło całe moje ciało. Poddałam się
temu. Nie byłam w stanie z tym walczyć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Powoli podniosłam drżącą rękę i machinalnie
dotknęłam włosów chłopaka. Były miękkie i jedwabiste. Niczym złoto.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">- Pocałuj mnie – powiedziałam miękko, nie mogąc się
powstrzymać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Miałam dziwne przeczucie, że tak właśnie powinno
być. Wiedziałam, że to jest głupie i irracjonalne, ale to było silniejsze ode mnie.
Ostatnie lata mojego życia były nieustanną walką o lepsze życie i spokojny byt.
Nie zaznałam w tym czasie wielu przyjemności. Mój świat obracał się wtedy wokół
babci i opłaceniu podatków oraz czynszu. Byłam tym zmęczona. Chciałam
zapomnieć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Twarz Steve’a niebezpiecznie zbliżyła się do mojej,
ale nie czułam strachu. Niemal natychmiast owionął mnie przyjemny zapach
klasycznej wody kolońskiej. Zatopiłam się w tej woni bez końca. Dawała mi
spokój i ukojenie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Kiedy usta Rogersa zetknęły się z moimi, poczułam,
że mój mały świat właśnie się skończył. Miałam wrażenie, że oprócz nas już nic
nie istnieje. Delikatnie rozszerzyłam usta i pozwoliłam, żeby Steve zaczął je powoli
penetrować swoim językiem. Uśmiechnęłam się do siebie w myślach. Nigdy
wcześniej nie zaznałam tego uczucia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Nie mając odwagi, by odwdzięczyć się tym samym,
minimalnie odsunęłam się od blondyna. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">- Dziękuję – usłyszałam przy uchu cichy szept, kiedy
Rogers oderwał się ode mnie i odgarnął z oczu moją grzywkę. Jego oddech
łaskotał moją odsłoniętą szyję. Sprawiał, że czułam się ważna. Wyjątkowa. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Steve wyprostował się i spojrzał na mnie z góry. Musiałam
wysoko zadrzeć głowę, żeby móc zobaczyć jego twarz. Patrzyłam, jak Steve
oblizał wargi i uśmiechnął się. Jego oczy lśniły. Były niczym jasne gwiazdy,
iskrzące na nocnym, granatowym niebie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">- Dziękuję – powtórzył.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">- Nie rozumiem – powiedziałam i delikatnie uśmiechnęłam
się – za co? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Ten roześmiał się i zrobił coś, czego się nie
spodziewałam. Pochylił się i pocałował mnie w czoło. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">- Za to, że nie lubisz superbohaterów. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Roześmiałam się. Podobał mi się ton jego głosu. Jego
tembr, brzmienie. Był taki ciepły i łagodny. Zupełnie jak właściciel. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Przełknęłam</span></span><span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"> głośno ślinę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">- Stało się coś? – spytał mnie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">- Tak – powiedziałam – chyba się zakochałam, Stevie
Rogersie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<div style="text-align: center;">
<strike><span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Steve</span></strike></div>
<strike><div style="text-align: center;">
<br /></div>
</strike></h3>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Siedziałem na sofie i obracałem w
dłoni medalion, w którym trzymałem zdjęcie Peggy. Słowa, które wypowiedziała
Lilianna, zaskoczyły mnie. Mimo że przez całe życie marzyłem o tym, żeby je usłyszeć,
nie byłem pewny, czy byłem na nie gotowy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Spojrzałem na strój Kapitana Ameryki,
wiszący na oparciu krzesła. Zawsze myślałem, że mundur jest najkrótszą drogą do
serca kobiety. Nigdy nie sądziłem, że stanie się przeszkodą. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><i>A jednak… </i><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Westchnąłem i położyłem głowę na
miękkich poduszkach. Musiałem się pozbierać, a Lilianna mi na to nie pozwalała.
Niebiosa jedyne wiedzą, jak bardzo chciałem wieść z nią normalne życie, ale nawet całując ją, miałem przed oczami obraz pięknej Peggy Carter. Wbiłem paznokcie w obicie
sofy. <i>Co było ze mną nie tak? </i><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">____________________________</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Mały przedsmak tego, co czeka Was za parę dni ;)</span><br />
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Witajcie znowu i dziękuję, że jesteście :)</span></div>
Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-17143997006797856272014-11-19T17:21:00.000+01:002014-11-19T17:21:26.243+01:00Zawieszam<div style="text-align: left;">
To nie jest żart. Rezygnuję z życia blogowego. Za tydzień ten - i inne moje opowiadania - znikną. Może kiedyś do nich wrócę, ale teraz... <i><u>matura is coming </u></i></div>
Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-1578518445807989912014-10-30T17:51:00.001+01:002015-12-05T22:51:27.455+01:00Rozdział VII<div>
Steve:</div>
<div>
- Do następnego razu, Peggy – powiedziałem, pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z sali.</div>
<div>
Westchnąłem. To był ciężki dzień. Byłem od rana na nogach, bolały mnie plecy, sam złapałem dzisiaj trzech bandytów, a spotkanie z Peggy – tak jak zawsze - doszczętnie wyczerpało zasób mojej energii.</div>
<div>
Od paru dni nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Trenowałem dwa razy więcej niż zazwyczaj, poznawałem nowy świat z większą zaciętością, ale nadal nie mogłem się w pełni skoncentrować na swoich zadaniach. Co chwilę wracałem pamięcią do wydarzeń, które nigdy już nie powrócą. Wciąż miałem w głowie niedawny pocałunek z młodą Peggy. Nie mogłem tego wyrzucić z pamięci. Nawet nie chciałem.</div>
<div>
Wychodząc z jej pokoju, marzyłem tylko o łóżku.</div>
<div>
Kiedy znalazłem się na korytarzu, zobaczyłem młodą dziewczynę, która opierała rękę o szklaną szybę kolejnej sali chorych. Wydawało mi się, że skądś ją znam. A raczej, że powinienem ją znać.</div>
<div>
Zatrzymałem się i przekrzywiłem głowę. Musiała mnie nie usłyszeć, bo nie poruszyła się nawet o milimetr. Stała jak posąg, wpatrując się w monitor, który odmierzał rytm serca leżącej na łóżku nieprzytomnej kobiety.</div>
<div>
Dziewczyna była niska i kształtna. Jej lekko zniszczone, brązowe włosy zawiązane były w niedbałą kitkę, a bluzka, którą miała na sobie, była cała pomięta. Twarz młodej kobiety była blada, wymalowana strachem i niepewnością.</div>
<div>
Znałem ją.</div>
<div>
Tylko cholera nie wiedziałem skąd.</div>
<div>
Patrzyłem, jak dziewczyna zamyka oczy. Mimo iż stała, miałem wrażenie, że śpi, albo jest nieprzytomna. Jest skóra była niemal przeźroczysta, a na jej czole widniała, skrywana pod grzywką …</div>
<div>
- Lilianna? - zapytałem zdumiony jej obecnością – Co ty tutaj robisz?</div>
<div>
Dziewczyna wzdrygnęła się i, wyrwana ze snu, obróciła w moją stronę.</div>
<div>
- Steve? - wyjąkała, a jej zielone oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.</div>
<div>
Podszedłem do niej. Wyciągnąłem rękę. Ujęła ją.</div>
<div>
- Myślałam, że już cię nie zobaczę – powiedziała nieśmiało i spłonęła rumieńcem, co dodało jej odrobiny życia.</div>
<div>
Wypuściłem powietrze z ust. Teraz przynajmniej nie wyglądała jak trup.</div>
<div>
- Lily, co się stało? - ponowiłem pytanie.</div>
<div>
Wyglądała... źle, wręcz tragicznie. Jeśli potrzebowała pomocy lekarskiej, mogłem ją jej zapewnić. Wystarczyło przecież słówko szepnięte Fury'emu. Teraz, jak się przyjrzałem Liliannie z bliska, wydawało mi się, że była tylko cieniem osoby, którą spotkałem zaledwie przed kilkoma dniami. Choć wydawało mi się to niemożliwe, schudła, a jej cera przybrała niezdrowy, szarawy odcień. Cienie pod jej przekrwionymi oczami mówiły mi, że na pewno nie przespała kilku poprzednich nocy.</div>
<div>
To dlatego jej nie poznałem.</div>
<div>
Zmieniła się.</div>
<div>
Ale czemu?</div>
<div>
Przez ten wypadek?</div>
<div>
- Moja babcia – powiedziała, a jej głos się załamał – jest w śpiączce.</div>
<div>
Co poczułem? Ulgę. Nic jej nie było. Przynajmniej fizycznie. Spojrzałem na nią. Była bliska łez. Widziałem, jak ledwo stoi na nogach. Bałem się, że zaraz się przewróci. Była taka krucha. Patrząc na nią miałem wrażenie, że silniejszy dotyk mógłby ją przełamać na pół. Wydawała się być szkłem, opatulonym szczelnie przez delikatny chiński jedwab. Czując, że potrzeba jej bliskości i wsparcia drugiego człowieka, wykonałem jeszcze jeden krok w jej stronę.</div>
<div>
- Chodź tu – powiedziałem, wyciągnąłem ręce i przytuliłem ją.</div>
<div>
Dziewczyna zamarła w moich objęciach. Czyżbym zrobił coś źle? Zacząłem się zastanawiać, ale przecież tak się pocieszało kobiety w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Czyżby zwyczaje się zmieniły? Czy zrobiłem coś nie tak?</div>
<div>
Nagle poczułem, jak Lilianna oparła na mnie swój ciężar. Jej drobne ręce objęły mnie w pasie, a zdrętwiałymi palcami mocno chwyciła moją koszulę. Jej ciałem wstrząsnął gwałtowny szloch. Ścisnąłem ją mocniej.</div>
<div>
- Cicho – szeptałem, gładząc Liliannę po miękkich włosach – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.</div>
<div>
Powtarzałem to jak mantrę.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Lilianna: </div>
<div>
Czułam się... bezpiecznie. Tak! Po raz pierwszy od wielu wielu dni poczułam się naprawdę bezpieczna. Tak jakby... obejmujące mnie ramiona były w stanie ochronić mnie przed całym złem tego świata.</div>
<div>
Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w spokojny rytm serca Steve'a. Była to cicha, hipnotyzująca melodia, która wypełniła cały mój umysł nieoczekiwaną harmonią, której przez ostatnie dni tak bardzo mi brakowało.</div>
<div>
Wzięłam głęboki wdech. Poczułam zapach mydła, klasycznej wojny kolońskiej i... tytoniu? Na mojej twarzy zagościł delikatny, zupełnie nie na miejscu, uśmiech. To nie była woń tanich papierosów, a zapach fajki, który kojarzył mi się z dzieciństwem i dziadkiem. Doskonale pamiętałam, jak dziadek sadzał mnie na kolanach, i pykając – ku zgorszeniu babci – fajkę, czytał mi bajki na dobranoc. Nie sądziłam, że poczuję jeszcze kiedyś ten – uwielbiany przeze mnie - zapach, choć wizerunek palącego Stave'a nie bardzo pasował do mojego wyobrażenia o tym mężczyźnie.</div>
<div>
Kiedy blondyn gładził mnie po włosach i szeptał do ucha słowa pocieszenia, miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Czułam, jak moje serce zwalnia, a niekontrolowane dreszcze ustają. Odzyskałam spokój, który utraciłam przeszło cztery dni temu.</div>
<div>
Czując, że odzyskałam dawne siły, dość niechętnie oderwałam się od torsu Steve'a.</div>
<div>
- Jesteś chyba czarodziejem – powiedziałam, siląc się na uśmiech i wycierając z policzka łzę, która wbrew zakazom, poleciała z mojego oka – Zawsze zjawiasz się wtedy, kiedy cię potrzebuję.</div>
<div>
Z ust Stve'a wydobył się gardłowy śmiech.</div>
<div>
- Zawsze do usług – powiedział i zlustrował mnie wzrokiem.</div>
<div>
Jęknęłam, kiedy zdałam sobie sprawę z mojego wyglądu. W przeciągu dwóch minut od telefonu z posterunku policji, byłam już w drodze do szpitala. Miałam na sobie ubrania, w których spędziłam dwie zmiany w pracy, a wilgotne włosy wystawały mi z koka. Jadąc tu nie zwracałam uwagi na mój wygląd, liczył się tylko czas, w którym znajdę się blisko nieprzytomnej babci.</div>
<div>
- Co się stało? - spytał, a w jego oczach pojawiły się dziwne iskierki.</div>
<div>
- Nic – odpowiedziałam szybko i odwróciłam się, by nie zauważył rumieńca zażenowania na mojej twarzy.</div>
<div>
- Mogę o coś spytać? - powiedziałam po dłuższej chwili, wpatrując się w sztywną postać babci.</div>
<div>
- Oczywiście – odparł.</div>
<div>
Poczułam, że stanął za mną. Że dzieliły nas tylko milimetry.</div>
<div>
- Skąd się tu wziąłeś? - spytałam.</div>
<div>
Nie wierzyłam w przypadki...</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Steve:</div>
<div>
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Dziękowałem Bogu, że Lily jest odwrócona do mnie plecami i nie widziała momentu zawahania w moich oczach.</div>
<div>
- Wstąpiłem tu z wizytą do... - zająkałem się – do mojej ciotki.</div>
<div>
Dziewczyna obięła się ramionami.</div>
<div>
- Przykro mi, mam nadzieję, że nic jej nie jest – powiedziała przyciszonym głosem.</div>
<div>
W jej słowach usłyszałem nieskrywany smutek i współczucie. Naprawdę było jej przykro z tego powodu. Nie rozumiałem tego, ale dziwnie się poczułem okłamując ją. Jak gdyby było to zupełnie nie na miejscu.</div>
<div>
- Jestem troszkę zaskoczony – powiedziałem z lekkim uśmiechem, chcąc przerwać ciszę i moje wyrzuty sumienia – Ostatnim razem niemal wybiegłaś ze szpitala. Teraz siedzisz tu spokojnie.</div>
<div>
- To prawda – odrzekła smutno – ale dzisiaj jestem tu przecież z innego powodu.</div>
<div>
Usłyszałem głębokie westchnięcie. Po sekundzie Lilianna odwróciła się i spojrzała mi prosto w oczy. W jej własnych zobaczyłem dużo determinacji.</div>
<div>
- Masz rację – oznajmiła ze zrezygnowaniem – To nie jest miejsce dla mnie, nie wytrzymam tu ani chwili dłużej. Jestem zmęczona, głowa mi chyba zaraz pęknie. Jeśli stąd nie wyjdę, zwariuję.</div>
<div>
- Cóż – powiedziałem – O ile mnie pamięć nie myli, jesteś mi winna jedną kawę, prawda?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
</div>
<div>
Lilianna:</div>
<div>
Wchodząc do mojego mieszkania dziękowałam Bogu, że nie miałam czasu zepsuć tego cudownego porządku, który panował w moim mieszkaniu. Zaprosiłam Steve'a do salonu, przeprosiłam go na pięć minut i skoczyłam do kuchni by nastawić wodę oraz się przebrać.</div>
<div>
Z szafy wyciągnęłam prostą, niebieską sukienkę, którą szybko wciągnęłam przez głowę. Spojrzałam na swoje włosy. Westchnęłam. Tutaj potrzebowałam cudu, ponieważ wyglądem przypominały one stóg siana. Chwyciłam w rękę grzebień i próbowałam rozczesać te kołtuny. Niestety nie poddały się bez walki, ale po kilku mocniejszych szarpnięciach, włosy idealnie spływały kaskadą po moich plecach.</div>
<div>
Przejrzałam się w lustrze i mimowolnie uśmiechnęłam się. Kiedy to po raz ostatni tak przejmowałam się swoją powierzchownością?</div>
<div>
Nagle usłyszałam głosy. Przeszłam przez korytarz i stanęłam w progu salonu. Steve włączył telewizor. Siedział jak zaczarowany na skórzanym fotelu i nie spuszczał wzroku z ekranu.</div>
<div>
- Nie wiedziałam, że jesteś fanem Supermana i Lois Lane – odparłam z uśmiechem – Nie wiem jak możesz go oglądać. Ten film jest okropny.</div>
<div>
- Co ci się w nim nie podoba? - spytał ze zdziwieniem i lekkim rozczarowaniem. Wyglądał jak obrażone dziecko.</div>
<div>
- Przede wszystkim to, że Lois zakochała się w bohaterze, cudownym herosie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że traktowała jego alter ego z chłodną obojętnością. Przecież to nie jest miłość. W każdym razie nie prawdziwa. Clark traktował ją jak księżniczkę, ale ona tego nie dostrzegała. Zadurzyła się w wykreowanym bohaterze, obrońcy ludzkości, a pominęła szarego, kochającego człowieka. Na jej miejscu wybrałabym tego dziennikarza...</div>
<div>
Skończyłam swój monolog. W czasie gdy mówiłam, Rogers przeniósł swój wzrok z telewizora na mnie. Wydawało mi się, że prześwietla mnie wzrokiem.</div>
<div>
Z radością przyjęłam dźwięk gotującej się w kuchni wody.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
Steve:<br />
<div>
Oniemiały wpatrywałem się w miejsce, w którym przed chwilą zniknęła Lilianna. Jej słowa uderzyły mnie. Zawierały to wszystko, co od zawsze chciałem usłyszeć. Nie jako Kapitan Ameryka, ale jako zwykły Steve Rogers, student sztuki.</div>
<div>
Kierując się instynktem wstałem i podążyłem za dziewczyną. Serce waliło mi mocno w piersi. Może to był właśnie ten moment, żeby zapomnieć o Peggy?</div>
<div>
Wbiegłem do kuchni. Lilianna patrzyła na mnie zdziwiona, trzymając w rękach dwie filiżanki czarnej kawy. Podszedłem do niej. Mój oddech był ciężki, świszczący. Nie do końca wiedziałem, co się ze mną dzieje. Wziąłem od niej te dwie filiżanki i odstawiłem na stół.</div>
<div>
- Co ty robisz? - wyjąkała.</div>
<div>
Jej zielone oczy rozszerzyły się, ale nie zwróciłem na to uwagi. Przysunąłem ją bliżej siebie i schyliłem się. Kiedy miałem ją pocałować, zawahałem się.</div>
<div>
Czy tego właśnie chciałem?</div>
<div>
Nagle przez moją głowę przeleciały różne obrazy, które wyglądały jak sceny wycięte z jakiegoś filmu.</div>
<div>
Śmierć ojca. Śmierć matki. Czarny Czwartek. Kryzys. Mobilizacja. Wojna. Bucky. Doktor Erskine. Peggy. </div>
<div>
Tak, tego chciałem.</div>
<div>
Odgarnąłem zabłąkane włosy z twarzy Lilianny i włożyłem je za ucho. Chwilę później przylgnąłem do jej gorących warg i rozpocząłem nowe życie.</div>
Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-66953583378532843122014-09-19T21:24:00.002+02:002015-12-05T22:50:48.330+01:00Rozdział VILilianna:<br />
<br />
Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Chodziłam w tę i z powrotem po mieszkaniu, przestawiając z miejsca na miejsce różne przedmioty. Moje wnętrzności skręcały się z nerwów, a w głowie czułam bolesne kołatanie. Wiedziałam, że powinnam usiąść i odpocząć, ale strach brał nade mną górę. Najchętniej ubrałabym buty i wyszła na miasto szukać babci, ale miałam na tyle zdrowego rozsądku, żeby tego nie robić.<br />
<i>- Proszę zostać w domu –</i> powiedział policjant – <i>zajmiemy się tym.</i><br />
Czekałam bezczynnie tak już od ponad dwóch godzin. Na dworze zaczęło się robić coraz chłodniej. Zapadł wieczór. Światło ulicznych latarni odbijało się od szyb i wpadało do ciemnego mieszkania. Martwiłam się. Oprócz babci nie miałam już nikogo, nie wiedziałam, czy poradziłabym sobie z kolejną stratą bliskiej mi osoby.<br />
<i> Stop!</i> - krzyknęłam w myślach, zatrzymując w ten sposób pociąg najczarniejszych wizji, pędzących w zawrotnym tempie przez moją głowę. Musiałam wierzyć, że wszystko będzie dobrze i że policjanci szybko znajdą staruszkę. To było jedyne wyjście. Jedyne wyjście, żeby nie zwariować.<br />
Z cichym westchnieniem weszłam do kuchni, zapaliłam światło i zasunęłam rolety. Jak w transie nastawiłam wodę na gazie. Nie chciałam się do tego przyznać, ale byłam zmęczona. Miałam wrażenie, że dzisiejszy dzień ciągnął się w nieskończoność. Dotknęłam dłonią czoła. Pod palcami wyczułam wyraźne strupy po ranach, które przypomniały mi o wczorajszym dniu. Usiadłam na drewnianym krześle i położyłam prawą rękę na stole. Zamknęłam oczy, by po sekundzie odtworzyć po raz kolejny całe tamto wydarzenie. Dachujące auto, krzyki ludzi. Moim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. Miałam dziwne wrażenie, że dopiero teraz odczuwam skutki wczorajszego wypadku. Wszystko było takie realne, takie prawdziwe. Teraz widziałam każdy szczegół, który przedtem umknął mojej uwadze. Widziałam małe dziecko, które przerażone wtulało się w pierś swojego ojca. Miłą, starszą panią, która chaotycznym ruchem kreśliła na piersi znak krzyża. No i Steve'a, który odepchnął mnie i zasłonił własnym ciałem. Uśmiechnęłam się blado. On też miał niesamowite szczęście. Samochód zatrzymał się przecież tuż przed jego nosem.<br />
Z zamyślenia wyrwał mnie natarczywy gwizd czajnika. Podniosłam się i drżącą ręką zalałam wrzątkiem herbatę. Od czasów mojego najdawniejszego dzieciństwa piłam ją przed snem. Bez niej nie potrafiłam zasnąć. Uśmiechnęłam się na wspomnienie pewnego majowego wieczoru. Miałam wtedy chyba siedem lat. Siedziałam na kolanach mojej mamy z gorącym kubkiem w ręku i patrzyłam, jak tata, czerwony ze złości, próbuje zerwać z siebie kucharski fartuch. Pamiętam, że tego dnia wygłosił długą przemowę o tym, że to mężczyźni są lepszymi kucharzami od kobiet i żeby to udowodnić, upiekł sam ciasto. Mimo najlepszych chęci, tata okazał się być jednak okropnym kucharzem. Pół kuchni zdemolował, ciasto przypalił i tak mocno zawiązał wokół szyi tasiemki od fartucha, że dopiero nożyczki pozwoliły mu się od niego uwolnić.<br />
Westchnęłam. Oddałabym wszystko, żeby przeżyć te chwile jeszcze raz. Żeby móc ich jeszcze raz zobaczyć. Żeby raz na zawsze zmienić bieg historii. Niestety wiedziałam, że było to niemożliwe. I bardzo mnie to bolało.<br />
<br />
<h2 style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">*</span></h2>
Steve:<br />
<br />
Mówi się, że nic na świecie nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko co nas otacza, istnieje, ma swój cel, ma misję, którą musi wypełnić. Zastanawiając się nad tymi słowami, dorysowałem węglem kolejne kreski, które dopełniły wizerunku Statuy Wolności. Skończywszy, wpatrywałem się przez chwile w symbol Nowego Jorku malujący się na białej kartce. Czegoś mi w nim brakowało, ale nie wiedziałem czego. Może wina leżała w złym świetle? Perspektywie? Nie. Tu chodziło o coś innego.<br />
Zrezygnowany odłożyłem niedbale zeszyt na łóżko. Powrót do siedziby Avengersów był poważnym błędem. Myślałem, że znajdę tu spokój. Nie pomyliłem się, ale nie tego w tym momencie potrzebowałem. Cisza, która otaczała mnie ze wszystkich możliwych stron, denerwowała mnie. Czułem się osaczony. Chciałem wyjść z tego pokoju, ale gdzie mógłbym się udać? Większość moich przyjaciół już nie żyła, a dziewczyna, którą kochałem nie kontaktowała ze światem. Skrzyżowałem ręce na piersi. Peggy była niesamowitą kobietą. Piękną i potężną. Zawsze wiedziała, czego chce i uparcie dążyła do celu. Gdy go obrała, nikt nie był w stanie jej powstrzymać. To mi imponowało. Od zawsze.<br />
Mimo iż czas nie oszczędził jej urody, a zmarszczki oszpeciły jej cudowną twarz, wiedziałem, że ona na zawsze zostanie moją Peggy. Kobietą, którą pokochałem od pierwszego spojrzenia. Nie dbałem o jej wygląd. Dla mnie była tak samo piękna, jak siedemdziesiąt lat temu.<br />
Prychnąłem. Siedemdziesiąt lat. Nie mogłem przyjąć do wiadomości, że spędziłam tyle czasu zamrożony w bryle lodu na samym dnie Atlantyku. Moje życie powinno się inaczej potoczyć. Powinienem siedzieć teraz w fotelu przy Peggy, patrząc jak nasze wnuki bawią się wesoło na dywaniku z niesfornym kotem. Westchnąłem. Niektóre rzeczy nie idą po naszej myśli. Szczególnie te najważniejsze.<br />
Przeszedłem przez pokój i otworzyłem drzwi szafy. Wyjąłem z niej kurtkę od dresu i zarzuciłem ją na biały podkoszulek. Nie było sensu rozpamiętywać rzeczy, na które nie miało się wpływu. Chciałem pójść do parku, pobiegać. Oczyścić siebie z negatywnych emocji.<br />
<br />
<br />
<h2 style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">*</span></h2>
<br />
Lilianna:<br />
<br />
Minęły już cztery dni od czasu zaginięcia babci. Przez ten czas nie dostałam żadnych konkretnych informacji od policji. „Proszę być dobrej myśli – mówił za każdym razem policjant - wciąż szukamy”<br />
Mimo całej tej sytuacji starałam się udawać, że wszystko jest w porządku. Nie dla otoczenia, dla siebie. Miałam nadzieję, że im rzadziej będę myśleć o samotnie tułającej się po Nowym Jorku babci, tym szybciej problem sam się rozwiążę.<br />
Prychnęłam i otworzyłam drzwi mojego mieszkania. Kogo ja oszukiwałam? W pracy było mi łatwiej. Mając zajęcie i obsługując tabuny ludzi napływających do knajpy na mecz footballu, zwyczajnie nie miałam czasu na zamartwianie się. A teraz? Co miałam ze sobą zrobić? Każdy cal podłogi lśnił czystością, w szafach panował idealny ład i porządek, a na półkach nie było ani jednego okruszka kurzu.<br />
Zdjęłam buty i cisnęłam je w kąt.<br />
<i> „Przynajmniej potem będę mieć co posprzątać”</i> - pomyślałam z przekąsem.<br />
Weszłam do łazienki i od razu puściłam do wanny wody. Doszłam do wniosku, że gorąca kąpiel należy mi się po całym dniu spędzonym w pracy. Powoli zaczęłam się rozbierać, a kiedy wanna napełniła się do połowy, wlałam do niej odrobinę płynu o zapachu dzikiej róży.<br />
Zapach, który mnie otoczył rozjaśnił moje myśli. Weszłam do wanny i momentalnie wzdrygnęłam się. Woda była odrobinę za gorąca, mimo to z lubością zanurzyłam się w białej pianie i zamknęłam oczy. Ulga, którą poczułam w nogach była nie do opisania. Zerknęłam na nie. Były całe opuchnięte i obolałe. Od razu obiecałam sobie, że nigdy więcej nie wezmę dwóch zmian pod rząd. To było stanowczo ponad moje siły.<br />
Westchnęłam. Dźwięk lejącej się wody i słodki zapach róż koiły moje zmysły. W tym momencie było mi dobrze i chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Niestety to wrażenie minęło, kiedy w całym domu rozległ się natarczywy dzwonek telefonu stacjonarnego. Szybko podniosłam się i owinęłam w czerwony ręcznik. Rozgrzana gorącą wodą, momentalnie zmarzłam idąc przez przedpokój, zostawiając za sobą mokre ślady stóp.<br />
Moja ręka zamarła zanim podniosłam słuchawkę telefonu. Ukradkiem zerknęłam na tarczę zegara. Była godzina dziesiąta w nocy. <i>Kto mógłby do mnie teraz dzwonić? Czy na pewno chcę odebrać?</i> - przeszło mi przez myśl.<br />
- Tak, słucham? - powiedziałam do telefonu.<br />
- Panna King? - usłyszałam w słuchawce nieznany mi głos mężczyzny – znaleźliśmy pani babcię.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
_________________________<br />
<br />
Notka miała się pojawić już dawno, ale komputer zawiódł.<br />
Tak zwana złośliwość rzeczy martwych.<br />
Zagadki pod ostatnim postem nikt nie rozwiązał, ale wyjaśni się ona za parę rozdziałów.<br />
<br />
Mam nadzieję, że VI Wam się podobała, mimo iż nic się w niej nie dzieje.<br />
Ufam, że Was mimo wszystko nie rozczarowałam.<br />
Czasami trzeba zwolnić, żeby później móc przyspieszyć.<br />
Następny będzie lepszy. Musi być.Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com21tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-26534096533699406682014-08-13T11:23:00.001+02:002015-12-05T22:49:26.526+01:00Rozdział VLilianna:<br />
<br />
<span style="white-space: pre;"> </span>Siedziałam na łóżku, opatulona szczelnie kołdrą i piłam gorące kakao. Co jakiś czas uśmiechałam się do niebieskiego kubka, zupełnie nie wiedząc dlaczego. Było mi weselej i lżej na duszy. Nawet gwar Nowego Jorku nie zdołał popsuć mojego humoru. Miasto wydało mi się być piękniejsze i bardziej znośne. Wydawało mi się, że można je lubić. Upijając łyk ciepłego płynu i rozkoszując się czekoladowym smakiem, myślami wróciłam do mojego spotkania ze Steve'em<br />
<span style="white-space: pre;"> </span>- Muszę już iść, Lilianno – powiedział blondyn, kiedy zeszliśmy z dachu budynku – Obowiązki wzywają.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Rozumiem – odpowiedziałam – Dziękuję, że opowiedziałeś mi tę historię i ...<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Na te słowa Steve roześmiał się, przerywając mi w pół zdania i spojrzał na mnie pobłażliwym wzrokiem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- No co? - spytałam zdezorientowana myśląc, że palnęłam kolejną głupotę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Nic – uśmiechnął się, pokazując idealne białe zęby – Tony nie cierpi, kiedy opowiadam mu zamierzchłe historię, sprzed potopu biblijnego, jak on to nazywa.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Uśmiechnęłam się, zastanawiając się kim może być ten Tony. Jego bratem, synem? Chłopakiem? Wzdrygnęłam się na samą myśl. Nie, to niemożliwe. <i>Chociaż...</i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Do zobaczenia następnym razem, Lilianno – zarumieniłam się, kiedy niebieskooki ujął moją dłoń i mnie w nią pocałował.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- A więc będzie następny? - spytałam się, kiedy Steve ruszył w tylko sobie znanym kierunku.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Obiecałaś mi kawę, pamiętasz? - rzucił na odchodnym, oglądając się za ramię.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Delikatnie się uśmiechnęłam, podniosłam prawą rękę i pomachałam mu na pożegnanie. Blondyn uniósł kącik ust i po chwili zniknął za rogiem ulicy, a ja chwilę później wróciłam autobusem do swojego mieszkania.<br />
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></i><span style="white-space: pre;"> </span><i>Co to był za dzień</i>.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Westchnęłam i, wracając do rzeczywistości, oparłam się głową o chłodną ścianę mojego pokoju. Wydawało mi się, że to był sen. Że moje życie w ciągu jednego dnia zmieniło się w bajkę. Przecież... przecież to było niemożliwe. Takie rzeczy się przecież nie działy!<i> Młoda dziewczyna, uratowana spod kół... </i>Nie, nie, nie. To dobry schemat na film, albo książkę, a z całą pewnością nie na moje życie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rzuciłam okiem na biurko, na którym stały zdjęcia moich rodziców. Uśmiechnęłam się smutno. Za niecały miesiąc minie piąta rocznica ich śmierci. To strasznie, strasznie długo, ale boli tak samo jak wtedy. I żal mi tak samo jak wtedy. No cóż, życie to nie bajka. Czasami chciałabym o tym zapomnieć i zacząć żyć nowym życiem. Życiem bez bólu i cierpienia. Chciałabym, ale coś mi na to nie pozwala. Moje przeklęte serce.<br />
<br />
Steve:<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Zacisnąłem palce wokół szyi Dead Pool'a, patrząc, jak wróg zajadle miota się, chcąc uwolnić się z mojego uścisku. Robił to wyjątkowo nieudolnie. Widząc, że się dusi, puściłem go, by po chwili złapać za jego prawą rękę. Wykręciłem ją i szybkim ruchem przygwoździłem bandytę do zimnego chodnika. Jęknął, gdy jego głowa spotkała się z twardym podłożem.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Hawkeye! - krzyknąłem na towarzysza. Ten odwrócił się i sekundę później stał przy mnie – Kajdanki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Razem obezwładniliśmy i skrępowaliśmy Dead Pool'a. Byłem miło zaskoczony. Dzisiejsza misja poszła nam zaskakująco łatwo.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co z nim zrobimy? - spytał Sokół, otrzepując swój czarny kostium z brudu i kurzu.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To co zwykle – westchnąłem, po czym wyciągnąłem z kieszeni munduru telefon.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Fury? Mamy go. Nova Road, Brooklyn.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przyjąłem. Bez odbioru – usłyszałem w słuchawce rzeczowy głos szefa T.A.R.C.Z.Y .<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Muszę przyznać, że poradziłeś sobie z nim dość szybko, Kapitanie – odezwał się nagle Sokół, podnosząc z ziemi Dead Pool'a. Na twarzy łucznika pojawił się uśmiech, w którym wyczułem nutkę nieskrywanej złośliwości – Iron Man'owi zajęło to pięć minut, podczas gdy tobie wystarczyły dwie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Zaśmiałem się serdecznie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Wiesz... - powiedziałem, puszczając Howkeye'owi oczko – Ja tyle nie gadam.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Racja – przytaknął Sokole Oko, szczerząc zęby w uśmiechu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Miałem dodać coś jeszcze, ale usłyszałem nad swoją głową potężny warkot silnika. Podniosłem wzrok. Helikalier przybył. Patrzyłem, jak wykwalifikowani agenci T.A.R.C.Z.Y zjeżdżają po linach. Była w tym czysta perfekcja.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Szybko wam to poszło – oznajmił agent Coulson, podchodząc i otwierając swój notatnik – Co mój ulubieniec nawiwijał? - dodał, wskazując Dead Pool'a końcówką długopisu.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wysadził starą fabrykę mebli na rogu Toluka Lake, na szczęście pustą. Zdemolował ulice Preston Rd i połowę Kendell St. Zniszczył też z piętnaście samochodów. Obyło się bez ofiar śmiertelnych, ale jest parę rannych – odpowiedziałem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Coulson westchnął, zapisując w zeszycie wszystkie informacje. Na jego czole pojawiła się bruzda, która uwydatniła głębokie dołki pod oczami. Ewidentnie było widać, że zarwał kilka ostatnich nocy. Był przemęczony.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Nie dobrze – oznajmił, kiwając głową – Mamy dziurę w budżecie. Środków ledwo wystarczy na naprawę zniszczeń, nie mówiąc już o wypłacie odszkodowań. Chyba będę musiał zadzwonić do premiera... - Coulson, chowając notes w kieszeni, przetarł wolną ręką oczy. - No cóż. Panowie... – odwrócił się i spojrzał na pozostałych agentów – zabieramy go.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Agenci T.A.R.C.Z.Y chwycili Dead Pool'a, przypięli się do lin i, z szybkością błyskawicy, wrócili do helikaliera. Zagwizdałem z uznaniem. W '43 nawet o czymś takim nie marzyłem.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dziura Budżetowa? Myślisz, że obetną nam pensję? - spytał z przerażeniem Hawkeye.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Lilianna:<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Babciu, to ja. Lilianna, twoja wnuczka, pamiętasz? - spytałam z bólem, patrząc się uparcie w zielone oczy staruszki. Widziałam w nich strach i zdezorientowanie, a nie miłość, tak jak zazwyczaj. Podeszłam do niej, ale babcia cofnęła się, wręcz zaszyła w najciemniejszym kącie pokoju.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>-<span style="white-space: pre;"> </span>Nie znam Cię, odejdź! - krzyknęła, wyciągając przed siebie ręce w geście obronnym.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Zastygłam w bezruchu, siłą hamując łzy, które niebezpiecznie napłynęły mi do oczu. Wzięłam głęboki wdech, by choć trochę uspokoić skołatane nerwy. Musiałam to jakoś przetrwać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Nazywam się Lilianna King – powiedziałam, siląc się na spokojny i opanowany ton głosu – Jestem córką Niny i Petera, twojego syna.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Peter – wyszeptała – gdzie on jest? Gdzie jest mój syn?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Zamarłam. Nie wiedziałam co powiedzieć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Gdzie jest mój syn?! - powtórzyła, podnosząc głos – Odpowiedz!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Zginął w wypadku – powiedziałam cicho, nie spuszczając z niej wzroku. Babcia pobladła.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie wierzę Ci – powiedziała w amoku – nie wierzę...<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie zauważyłam, kiedy oderwała się od ściany i, z siłą o którą nigdy jej nie podejrzewałam, rzuciła się na mnie. Nie zdążyłam nawet zareagować, w ułamku sekundy znalazłam się na podłodze. Szybko zasłoniłam twarz rękoma, chroniąc się przed silnymi uderzeniami.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Babciu, przestań! - zdołałam z siebie wydusić, ale to tylko pogorszyło sytuację.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie mogłam się bronić. Nie byłam w stanie podnieść ręki na babcię. Chwyciłam rękami jej dłonie, chcąc zatrzymać ciosy, ale to nie pomogło. Babcia wyrwała się, chwyciła pobliski wazon i rzuciła nim we mnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Poczułam silny ból głowy, zanim straciłam przytomność.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Steve:<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Szedłem wolnym krokiem przez ulice Nowego Jorku. Była godzina szesnasta i nie wiedziałem, co mam zrobić z wolnym czasem. Nie mogłem już dłużej wytrzymać w sali treningowej. Biel ścian wyprowadzała mnie z równowagi. Potrzebowałem w tej chwili czegoś innego, czegoś... znajomego. Stanąłem i rozejrzałem się po okolicy. Westchnąłem i ruszyłem dalej przed siebie. W tym mieście już nic nie było znajome.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><i>Pamiętaj, żeby zawsze być sobą</i> – powiedział na łożu śmierci mój ojciec.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ja nie wiem, jak to być sobą. Zapomniałem, tato – szepnąłem pod nosem.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dwudziesty pierwszy wiek mnie przerażał. Tu wszystko było nowe. Mimo iż wiele rzeczy zmieniło się na lepsze, czasami chciałbym wrócić do ery, w której byłem zwykłym studentem sztuki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><i>No tak</i> – pomyślałem – <i>sztuka. </i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Długo się nie zastanawiając, ruszyłem prosto w kierunku najbliższej galerii handlowej. Szybko znalazłem sklep papierniczy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Poproszę czysty zeszyt i węgiel - powiedziałem do sprzedawcy.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zapłaciłem za zakupy i pognałem, jak szalony, do budynku, w którym spędziłem dzisiejsze popołudnie. Pokonałem szybko schody i usiadłem na krawędzi dachu. Otworzyłem zeszyt. Poczułem się jak za dawnych czasów. Mając pod sobą obraz Nowego Jorku, zacząłem malować.<br />
<br />
<br />
Lilianna:<br />
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Auć – syknęłam z bólu, powoli otwierając oczy. Obraz na początku był zamazany, lecz po chwili nabrał ostrości. Przyłożyłam rękę do bolącej głowy, nieświadoma, co przed chwilą się wydarzyło. Usiadłam, krzywiąc się z bólu.. Wokół siebie dostrzegłam pełno odłamków stłuczonego wazonu należącego do babci.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O Boże! - wyszeptałam – Babcia!<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gwałtownie wstałam, przez co momentalnie zakręciło mi się w głowie, a oczy zaszły mgłą. Gdybym nie oparła się o szafę, upadłabym. Podpierając się o ściany, ostrożnie doszłam do przedpokoju, gdzie znajdował się telefon. Rzuciłam okiem na drzwi do mieszkania. Były otwarte na oścież. Nie wiedziałam ile czasu byłam nieprzytomna, to mnie przerażało. Babcia mogła być gdziekolwiek. Szybko wykręciłam numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Halo? Policja? Chciałam zgłosić zaginięcie...<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
_________________________________<br />
<br />
Nie wiem co myśleć o tym rozdziale. Fragmentami mi się podoba, fragmentami... wręcz przeciwnie. Pozostawiam Wam to do oceny :)<br />
<br />
Wraz z nowym szablonem i rozdziałem, pojawiła się aktualizacja w zakładce <i>Bohaterowie.</i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;">Ojej. Wszędzie dobrze, ale w Polsce najlepiej. </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;">Pozdrawiam :)</span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"><br /></span>
<span class="Apple-tab-span" style="font-family: "verdana" , sans-serif; white-space: pre;"><br /></span><span class="Apple-tab-span" style="font-family: inherit; font-size: x-small; white-space: pre;">Ta, która wyłapie błąd, który wkradł się w to opowiadanie, dostanie ode mnie książkę, którą sama sobie wybierze i którą wyślę jej pocztą. Tak więc... do dzieła. Podpowiem, że to błąd logiczny. </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="font-family: inherit; font-size: x-small; white-space: pre;"><strike>Wierzę w Ciebie, Wilczyco</strike></span>Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com44tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-44488621082417909822014-07-11T21:24:00.001+02:002015-12-05T22:42:42.327+01:00Rozdział IVSteve:<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Prowadziłem Liliannę do pobliskiego wieżowca. Dziewczyna była spięta i zdenerwowana. Co parę kroków oglądała się za siebie, tak jakby chciała zapamiętać drogę, którą właśnie przebyła. Zaśmiałem się pod nosem.<i> To nie był chyba najlepszy pomysł na rozpoczęcie znajomości.</i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Masz lęk wysokości? - spytałem po chwili, chcąc zacząć rozmowę.<br />
Lilianna spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Uśmiechnąłem się do niej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chyba nie – powiedziała, marszcząc czoło – Steve! - zatrzymała się nagle i wyrwała swoją rękę z mojego uścisku – Co ty planujesz?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Patrzyłem z rozbawieniem, jak dziewczyna taksuje mnie wzrokiem, doszukując się jakiegoś podstępu. Czyżbym był aż taki przerażający?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chcę Ci tylko coś pokazać, chodź...<br />
<br />
<br />
<br />
Lilianna:<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pozwoliłam, by Steve wziął mnie z powrotem pod ramię. Kiedy mnie dotknął poczułam, że przez plecy przebiegł mi delikatny dreszcz. Spojrzałam na niego. Był całkowicie rozluźniony, tak jakby był przyzwyczajony do takiego traktowania kobiet. Westchnęłam. Przez głowę przeleciał mi obraz Paula – mojego byłego chłopaka. W porównaniu do Steve'a, Paul zachowywał się jak ostatni cham i prostak. Patrząc na tamte wydarzenia z dość znacznego upływu czasu, nie mogłam uwierzyć, że zadawałam się z takim człowiekiem. Nie mogłam uwierzyć, że taki człowiek potrafił mnie tak dotkliwie zranić.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Stało się coś? - spytał po chwili blondyn, nie zatrzymując się – Posmutniałaś.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, jak zareagować. Przecież nie mogłam mu powiedzieć prawdy. Zdziwiło mnie, że Steve był taki bezpośredni.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie, nic się nie stało – powiedziałam, siląc się na uśmiech – Powiedz mi lepiej, gdzie mnie prowadzisz.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tu – oznajmił krótko i wskazał ręką na pobliski budynek.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Staliśmy przed ogromnym, lecz starym blokiem. Niektóre okna były zabite deskami, a w innych spokojnie falowały na wietrze brudne firanki. Na ścianach budynku widniały obrzydliwe graffiti. Byłam zdziwiona, że władze miasta jeszcze nie zburzyły tej meliny. Nie wiedziałam, dlaczego Steve mnie tu przyprowadził. Nie widziałam tu nic ciekawego.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale... dlaczego? - spytałam zdezorientowana – Przecież... nic tu nie ma.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Mężczyzna uśmiechnął się ciepło i spojrzał na mnie. Błękit jego tęczówek zdawał się przenikać mnie do głębi. To było zawstydzające.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiąże się z tym miejscem ciekawa historia, wiesz? - widząc moje zdumienie, dodał – Opowiem Ci, jak wejdziemy na dach.<br />
<br />
<br />
<br />
Steve:<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wdrapywaliśmy się powoli po krętych schodach budynku. Winda była zepsuta, więc schody wydawały się być jedynym możliwym rozwiązaniem. W powietrzu można było wyczuć zapach grzybów i stęchlizny. Lilianna, co mnie zdziwiło, nie skarżyła się. Dzielnie wspinała się po kolejnych piętrach, choć widziałem, że kosztuje ją to coraz więcej wysiłku.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W czasie wspinaczki na sam szczyt, próbowałem wydobyć z dziewczyny jakieś informacje. Przychodziło mi to z niemałym trudem. Zauważyłem, że Lilianna jest zamkniętą w sobie osobą, niewiele mówiącą na swój temat. Jej odpowiedzi były zdawkowe i wymijające. Miałem wrażenie, że dziewczyna wybudowała wokół siebie ogromny mur, broniący ją przed światem zewnętrznym. Nie wiedziałem dlaczego tak się zachowywała. Była młodą, piękną kobietą o szlachetnych rysach i jasnej karnacji. Cały świat stał przed nią otworem. Miała możliwości, perspektywy... Dlaczego ich nie wykorzystała?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Steve – Lilianna jęknęła cicho, szarpiąc mnie delikatnie za rękaw błękitnej koszuli – Ja już więcej nie dam rady – powiedziała, po czym powoli usiadła na kamiennym schodku, pokrytym grubą warstwą brudu. Oparła głowę o ścianę i zamknęła zielone oczy. Gdyby nie fakt, że jej klatka piersiowa nadal się unosiła, pomyślałbym, że zemdlała – Wybacz, ale nie jestem dobrym piechurem – oznajmiła, próbując wyrównać oddech – Nie mam kondycji.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jesteśmy na dwudziestym pierwszym piętrze, Lilianno – powiedziałem spokojnie, krzyżując ręce– masz prawo być zmęczona.<br />
Dziewczyna otworzyła nagle oczy i spojrzała na mnie oskarżycielsko.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A ty? - spytała, wskazując na mnie dłonią – Nawet się nie zdyszałeś! Jesteś supermanem, czy co?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zaśmiałem się głośno. <i>No cóż</i>. Prawie zgadła.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Może – odpowiedziałem jej wesoło i stanąłem naprzeciw niej – W każdym razie moc czytania w myślach z pewnością by mi się przydała.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Patrzyłem, jak Liliannie rzędnie mina. Był to komiczny widok. Wyglądała jak mały kociak, który myśli, że jest tygrysem. Zacząłem się również zastanawiać, czyżby ta nieśmiała z pozoru dziewczyna miała jakieś nieczyste myśli, które chciała za wszelką cenę ukryć?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jesteś niemożliwy – skwitowała, po czym na powrót zamknęła powieki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- I kto to mówi? - spytałem, naśladując jej ton – Na początku nie odezwałaś się do mnie zawstydzona jednym słowem, ale potem wystarczyło dwadzieścia parę pięter, żebyś zaczęła robić mi wypominki. <i>Chryste!</i> Morze, ogień i kobieta. Trzy nieszczęścia – dodałem z udawaną dezaprobatą, kiwając przy tym głową.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Lilianna nie dała za wygraną.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A Ty, zamiast usiąść ze mną w kawiarni jak człowiek, przyprowadziłeś mnie w to miejsce, które z pewnością jest meliną jakieś szajki!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Sugerujesz, że zwabiłem cię tu podstępem, by podle wykorzystać? - spytałem poważnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie – odpowiedziała niemal natychmiast i otworzyła oczy, co bardzo mnie ucieszyło. Lubiłem zieleń jej tęczówek – Nie jesteś takim typem człowieka, jesteś za dobry.<br />
<br />
<br />
Lilianna:<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Steve z tajemniczą miną oderwał się od poręczy, o którą się opierał i pochylił nade mną. Kiedy to zrobił owionął mnie przyjemny zapach klasycznej wody kolońskiej. Nie mogąc oderwać wzroku od jego hipnotyzujących błękitnych oczu, spłonęłam rumieńcem zawstydzona tą bliskością. Czułam się niezręcznie. Od niepamiętnych lat nie pozwalałam, żeby ktoś się do mnie aż tak bardzo zbliżył. To było przytłaczające.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jesteś tego pewna, Lilianno? - szepnął mi do ucha, łaskocząc oddechem mój odsłonięty kark– Przecież mnie nie znasz.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span><i>Ma całkowitą rację</i> – pomyślałam. Nie znałam go, ale czułam, że mogłam mu zaufać. Przecież wczoraj uratował mi życie, a to musiało o czymś świadczyć, prawda?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiem, ale jakbyś chciał, już dawno byś coś mi zrobił – powiedziałam, zerkając dyskretnie na jego mięśnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Steve po raz kolejny się zaśmiał. Był to bardzo przyjemny gardłowy dźwięk. Przypominał mi wiatr, który ocierał się o leśne drzewa.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Masz rację – powiedział i zrobił coś, czego się nie spodziewałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jedną ręką oderwał mnie od ściany, podniósł i przerzucił przez swoje plecy. Krzyknęłam zaskoczona, a serce zaczęło mi szybciej bić z nerwów.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co ty, do diabła, robisz? - krzyknęłam przestraszona, bijąc Steve'a rękoma po plecach – Odstaw mnie na ziemię.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie – skwitował, a ja czułam, że się uśmiecha.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Odstaw, albo zacznę krzyczeć! - zagroziłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Krzycz – odparł spokojnie – W tej melinie – zaakcentował ostatnie słowo – nikt ci nie pomoże.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W myślach przyznałam mu rację i uznałam, że nie będę na darmo zdzierać sobie głosu. Z cichym westchnieniem opadłam bezwładnie na jego plecy, nie mogąc uwierzyć, że pozwalam się tak traktować. Mimo całej tej sytuacji nie bałam się. Nadal miałam do niego zaufanie. Chyba.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Niesiesz mnie jak worek ziemniaków – mruknęłam niechętnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Bez przesady – zaśmiał się pod nosem – worek ziemniaków jest lżejszy – dodał ciszej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Prychnęłam niezadowolona. Przez ten czas Steve zdążył pokonać już dwa piętra. Jeśli dobrze liczyłam, zostało nam jeszcze siedem. Byłam zła na siebie, że dałam się w to wciągnąć. W tym momencie mogłam spokojnie leżeć na kanapie, czytając ulubioną książkę, a nie wałęsać się po mieście z nieznanym mi mężczyzną. <i>Więc dlaczego to robiłam?</i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W ekspresowym tempie dotarliśmy na sam szczyt. Tuż przed drzwiami, wychodzącymi na dach, Steve postawił mnie na ziemi. Z niemałą ulgą postawiłam z powrotem obydwie stopy na ziemi. Miałam głęboką nadzieję, że taka sytuacja już się nigdy więcej nie powtórzy. <br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Steve otworzył zardzewiałe drzwi i przepuścił mnie przodem. Z zaciekawieniem wyszłam na świeże powietrze. Spojrzałam w górę, niebo było lekko zachmurzone, a spomiędzy białych chmur przebijały się złote promienie słońca. Było ciepło, ale wiał silny porywisty wiatr. W pierwszym odruch zadrżałam z zimna, ale chwilę potem doszłam do wniosku, że jest całkiem przyjemnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Steve minął mnie i zatrzymał się przed samą krawędzią dachu budynku. Przez moment myślałam, że chce skoczyć. Nie widziałam, co bym wtedy zrobiła. Serce podskoczyło mi w piersi na samą myśl. Ostrożnie podeszłam do blondyna. Na tle Nowego Jorku prezentował się... tak potężnie. W tym momencie wydawało mi się, że stoi przede mną człowiek, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pięknie tu, prawda? - powiedział cicho, odwracając głowę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przytaknęłam milcząco głową. Krajobraz był piękny, fakt, ale czegoś mi w nim brakowało. Wdzięku i naturalności. Te majestatyczne budynki, słynne nowojorskie drapacze chmur budziły w ludziach podziw i uznanie dla możliwości technicznych człowieka. Wyglądały tak, jakby swoimi iglicami próbowały dosięgnąć nieba, jakby próbowały znaleźć się wśród najjaśniejszych gwiazd niebieskiego firmamentu. Nie pociągało mnie to. Dla mnie były to klocki lego, które budowano, by zaspokoić swoje chore ambicje. Odkąd pamiętam nie przepadałam za ogromem. Ceniłam sobie prostotę i wyrafinowanie. Ileż to już razy marzyłam, by wyrwać się z tej betonowej dżungli i wyjechać na wieś? Ha! Nie wiem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiesz dlaczego lubię przychodzić w to miejsce? - spytał, patrząc daleko przed siebie – Bo przypomina mi stare, przedwojenne czasy. Nie wiem czy wiesz, ale kiedyś to miasto wyglądało zupełnie inaczej. Miejscami było szare, ale niektóre dzielnice promieniowały świeżością i radością jej mieszkańców. Ludzie żyli wolniej, cieszyli się zwykłymi urokami życia, a teraz pędzą przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Ten budynek wybudowano na parę lat przed wybuchem drugiej wojny światowej. Była to wtedy perła nowojorskiej architektury. Mieściła się tu biblioteka i galeria wspaniałych obrazów – Steve zamilkł i uśmiechnął się. Wyraz jego oczu stał się dziwnie melancholijny. Miałam wrażenie, że zapomniał o mnie i zatopił się całkowicie w swojej opowieści - Przychodziło tu tysiące ludzi – dodał po chwili – Każdy chciał zobaczyć najpiękniejszy budynek świata...<br />
<br />
Steve:<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Umilkłem. Przez parę sekund ponownie mogłem zobaczyć miasto żywcem wyjęte z lat trzydziestych dwudziestego wieku. Mimo wszystkich dogodności współczesnych czasów, brakowało mi miejsca, w którym spędziłem kawał swojego życia.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co się stało? Co się zmieniło? - spytała cicho Lilianna.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Odwróciłem się i spojrzałem na nią. Stała parę kroków za mną, obejmując się ciasno ramionami.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nastała druga wojna światowa. Bibliotekę zamieniono na magazyn broni, a obrazy spalono.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To smutne – wyszeptała – Mówi się, że w czasie wojny milkną muzy, a przecież wcale nie musiało tak być.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Lilianna podeszła do mnie i stanęła obok. Jej twarz pobladła, kiedy spojrzała w dół i machinalnie odsunęła się dwa kroki od krawędzi. Zaśmiałem się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mówiłaś, że nie masz lęku wysokości – powiedziałem, mrużąc lekko lewe oko<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Bo tak myślałam – odpowiedziała szybko Lilianna – ale jeszcze nigdy nie byłam na TAKIEJ wysokości.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kobiety... - jęknąłem z uśmiechem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Lilianna przewróciła teatralnie oczami. Kiedy to zrobiła, nie mogłem się powstrzymać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kogoś mi przypominasz, wiesz? - powiedziałem, odgarniając z jej policzka zabłąkane pasmo włosów.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kogo? - spytała zaskoczona.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> <i> </i></span><i>Nie wiem </i>– miałem odpowiedzieć, ale w tym momencie dostałem ważną wiadomość z T.A.R.C.Z.Y.<br />
<div>
<br /></div>
Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com34tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-50355328586755637872014-06-14T20:42:00.001+02:002015-12-05T22:40:34.024+01:00Rozdział III<span style="font-family: inherit;">*Steve*</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span><span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Bez namysłu waliłem pięściami w worek treningowy, czując jak pot ścieka mi strumieniem po twarzy. Była godzina czwarta w nocy, a ja nadal byłem na nogach, nie mogąc zmrużyć oka. Myślami wróciłem do czasów mojego dzieciństwa. Nadal nie mogłem uwierzyć, że to, co dla mnie wydarzyło się zaledwie parę lat temu, w rzeczywistości należało już do zamierzchłej przeszłości. Ten świat -<i> nowy świat </i>– był dla mnie największym życiowym wyzwaniem, któremu musiałem stawić czoła. Pamiętam, że będąc dziesięcioletnim chłopcem bawiłem się z innymi dziećmi do późnych godzin na podwórku, wracając tylko wtedy, kiedy matka zawołała mnie na kolację. <i>Ha!</i> Jeśli kolacją można było nazwać czerstwą kromkę chleba, posmarowaną odrobiną masła. To były ciężkie czasy. Kryzys gospodarczy w latach dwudziestych odbił się szerokim echem po całym świecie. Wiele rodzin głodowało. Nędzę i ubóstwo widziało się na każdym kroku i nie było w tym nic dziwnego. Teraz życie amerykańskich dzieci wyglądało zupełnie inaczej. Byłem dumny z tego, że miałem w tym swój mały udział. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałem kątem oka na telewizor, w którym wyświetlane były najważniejsze fragmenty dzisiejszych wydarzeń. Westchnąłem, zatrzymałem rozhuśtany worek i sięgnąłem ręką po butelkę z zimną wodą. Przez ostatnie siedemdziesiąt lat wiele się zmieniło: technologia, muzyka, obyczaje, ale nie ludzkie zachowanie. Uważnie obserwowałem polityka, który wypowiadał się o wciąż rosnącym bezrobociu. Ci ludzie - zamiast pomóc - robili wszystko, żeby przechylić szale zwycięstwa na swoją stronę. Chora żądza władzy od zawsze mnie przerażała, z przykrością musiałem stwierdzić, że z roku na rok było coraz gorzej. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po kilku minutach obraz zmienił się, a CNN po raz kolejny wyświetliło relacje z dzisiejszego wczorajszego wypadku na ulicy Lincolna. Jeszcze raz zobaczyłem chwilę, w której odpycham Liliannę spod kół czarnego BMW. Patrzyłem, jak dziewczyna uderza głową o chodnik, jak podbiegam do niej i potrząsam nerwowo jej ciałem. Lilianna miała olbrzymie szczęście, że tamtędy przechodziłem. Gdyby nie ja - zginęłaby, a tak skończyło się tylko na kilku niegroźnych zadrapaniach. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałem na wpół pustą plastikową butelkę. Byłem zły na siebie, że zgodziłem się na nasze ponowne spotkanie. Zdawałem sobie sprawę, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Co ja najlepszego zrobiłem?<i> O czym wtedy myślałem?</i> </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Westchnąłem. Wiedziałem dlaczego tak zareagowałem.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ona mi kogoś przypominała. Kogoś, kogo znałem bardzo dawno temu. Sposób w jaki trzymała głowę, w jaki się wypowiadała. Ton jej głosu i kolor oczu Lilianny były mi znajome. Musiałem się dowiedzieć o jaką osobę mi chodzi. To było silniejsze ode mnie, chociaż wiedziałem, że cena, którą przyjdzie mi ewentualnie zapłacić, będzie wysoka. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wypiłem resztkę niegazowanej wody, zgniotłem w dłoniach butelkę i wróciłem do przerwanego wcześniej treningu. </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"><span style="font-family: inherit;"> </span></span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"><span style="font-family: inherit;"> </span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">*Lilianne*</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span><span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Stałam zawieszona pomiędzy dwoma sukienkami. Czerwoną i granatową. Nie wiedziałam, którą mam wybrać, każda wydawała mi się na swój sposób odpowiednia. Wiedząc, że decyzja nie nadejdzie szybko, postanowiłam chwilowo dać za wygraną i poszłam do kuchni. Otworzyłam drzwi lodówki i wyjęłam z niej karton soku pomarańczowego. Odkręciłam korek i nalałam chłodny napój do szklanki. Upijając łyk, zastanawiałam się, jak będzie wyglądać nasze kolejne spotkanie. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wstydziłam się do tego przyznać, ale troszkę się bałam. Ostatni raz byłam sam na sam z chłopakiem w czasach, kiedy chodziłam jeszcze do liceum. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nigdy nie miałam zbyt dużego powodzenia u mężczyzn, a miałam wrażenie, że z wiekiem niespecjalnie się to zmieniło. Spojrzałam na swoje lustrzane odbicie. Nie uważałam się za atrakcyjną kobietę. Skórę miałam poszarzałą, brązowe włosy sterczały mi we wszystkie strony, nie dając się ułożyć. Oczy. Westchnęłam cicho. Nie wiedziałam jakiego są koloru. Czasami bywały zielone, innymi czasy brązowe. Niekiedy w ostrym świetle przybierały nienaturalną żółtą barwę. Były dziwne. Zupełnie tak jak ja. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zegar na ścianie wybił godzinę trzynastą. Miałam bardzo mało czasu. Odłożyłam pustą szklankę do zlewu i wróciłam do swojego pokoju. Ominęłam szerokim łukiem fotel, na którym położyłam obydwie sukienki. Wiedziałam, że nie czułabym się dzisiaj w nich komfortowo. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wyjęłam z szafy czarne rurki, brązowy bezrękawnik i ciemnoniebieską koszulę w kratkę. Zdawałam sobie sprawę, że nie jest to zbyt dziewczęce ubranie, ale niewiele myśląc założyłam je na siebie. Czułam się w nim pewnie i wygodnie. Miałam nadzieję, że to wystarczy, </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ostatni raz przed wyjściem przejrzałam się w lustrze. Pod grubą warstwą makijażu ukryłam zadrapania po wczorajszym wypadku. Niestety rana na moim czole była zbyt duża, żeby móc ją w pełni zakryć pudrem. Wyraz twarzy – mimo wszystko - miałam spokojny, ale w głębi duszy trzęsłam się ze zdenerwowania. Nie byłam pewna jak zareaguję, kiedy ponownie zobaczę Steve'a. Wiedziałam, że moje wczorajsze zachowanie było wynikiem adrenaliny. Czy dzisiaj będzie podobnie? Przecież on mnie uratował. Czy mogłam się zachowywać przy nim naturalnie? </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Schyliłam się i ubrałam czerwone balerinki. Zanim wyszłam, zajrzałam do sypialni mojej babci, która czytała na łóżku książkę. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wychodzę, babciu – oznajmiłam.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Staruszka podniosła wzrok i spojrzała na mnie znad swojej lektury. Na jej twarzy zagościł serdeczny uśmiech. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Widzę, Anno – westchnęła – Tylko nie siedź długo z tym chłopcem, dobrze? - powiedziała, mrugając do mnie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zachichotałam. Babcia znała mnie najlepiej na świecie – wiedziałam to od dawna. Czasami miałam wręcz wrażenie, że czyta w moich myślach. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Skąd wiedziałaś, że idę się spotkać z chłopakiem? - spytałam ciekawa, przecież nie pisnęłam o tym jednym słowem. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="white-space: pre;"> </span>- Cały dzień jesteś taka podniecona, wnusiu. Nie urodziłam się przecież wczoraj. Wiem, kiedy coś się święci – powiedziała znad „Dumy i Uprzedzenia” i ponownie wróciła do przerwanej lektury.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przewróciłam oczami. Ta kobieta była dla mnie niepojęta. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jakby coś się działo, zadzwoń – krzyknęłam, zamykając za sobą drzwi od mieszkania.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">*Steve*</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span><span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czekałem na Liliannę już od dziesięciu minut. Wiedziałem, że jest to godzina szczytu i są korki, ale mimo wszystko powoli zaczynałem się o nią martwić. Co ona wczoraj powiedziała? Nowy Jork to niebezpieczne miasto. Miała rację. Niestety. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rozejrzałem się po lokalu. Lubiłem to miejsce. Było ciche i przytulne. Przychodziłem tu za każdym razem, kiedy potrzebowałem odrobiny prywatności i spokoju. Mściciele to wspaniała, aczkolwiek toksyczna rodzina. Od czasu do czasu potrzebowałem odrobiny spokoju. Nie oszukujmy się. Stark każdego potrafi wyprowadzić z równowagi, a mi jest daleko do anielskiej cierpliwości. Przysięgam, że kiedyś stracę panowanie nad sobą i zetrę mu ten chytry uśmieszek z jego paskudnej gęby. To wyjdzie mu – i przede wszystkim nam wszystkim – tylko na dobre. Przy okazji może nauczyłoby go to odrobiny pokory, której tak bardzo mu brakuje. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Drzwi kawiarni otworzyły się i do środka weszła Lilianna. Z uśmiechem obserwowałem, jak nieśmiało rozgląda się po pomieszczeniu szukając mojej osoby. Kiedy odnalazła mnie wzrokiem, spłonęła rumieńcem i ruszyła w moją stronę. Widać było, że jest spięta i zdenerwowana. Trochę mnie to zdziwiło.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przepraszam, że musiałeś tak długo na mnie czekać – odezwała się pierwsza, patrząc się uparcie na oparcie krzesła – Zgubiłam się.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie szkodzi – odparłem i poprosiłem, żeby usiadła.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dziewczyna zawahała się przez moment. Mogłem przysiąc, że jej głowa dygnęła w kierunku wyjścia. Zaśmiałem się pod nosem. Czyżby rozważała możliwość ucieczki? </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie gryzę, Lilianno – powiedziałem, chcąc dodać jej otuchy – siadaj!</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Uśmiechnęła się nieśmiało i spojrzała na mnie spod czarnych rzęs. W jej oczach dostrzegłem niepewność. Zrobiło się trochę niezręcznie. Nie wiedząc co mam zrobić, wstałem i podszedłem do niej. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chodź – powiedziałem i pociągnąłem ją delikatnie za ramię.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ej! - krzyknęła zaskoczona – Co robisz?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie bój się – mrugnąłem do niej – Chce ci coś pokazać. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<br />
_________________________________________<br />
<br />
To taki... statyczny rozdział.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"><span style="font-family: "liberation" serif , serif;"> </span></span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"><span style="font-family: "liberation" serif , serif;"> </span></span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"><span style="font-family: "liberation" serif , serif; font-size: x-small;">PS. Bardzo proszę o zostawianie swoich adresów ;) Jak będą luzy w szkole z chęcią poczytam :)</span></span>Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com31tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-90792061733813955102014-05-27T15:21:00.001+02:002015-12-05T22:39:24.508+01:00Rozdział II *Lilianne*<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Siedziałam bez ruchu na szpitalnej kozetce, krzywiąc się za każdym razem, kiedy lekarz przytykał mi do krwawiącej rany, nasączony wodą utlenioną, wacik. Bolało, ale nie skarżyłam się. Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie lubiłam szpitali, w których minuta wydawała się godziną, a godzina wiecznością. W milczeniu przyglądałam się zielonym płytkom, którymi wyłożona była sala zabiegowa. Mówi się, że zieleń uspokaja, ale ja nie czułam się spokojna. Z każdą sekundą mój niepokój wzrastał, a strach wykręcał mi wnętrzności. Martwiłam się przede wszystkim o babcię, która nie powinna przebywać tak długo sama w domu. Osoby z Alzheimerem wymagają stałej opieki i nieustannej troski, bałam się, że babcia podczas mojej nieobecności mogła zrobić sobie krzywdę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mogę już iść? - spytałam po raz kolejny, wykręcając ręce ze zdenerwowania – Naprawdę nic mi nie jest – dodałam spokojniejszym tonem, widząc niezadowoloną minę lekarza.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jeszcze chwilę, Lilianno – westchnął stary doktor, przyglądając się mojemu rozcięciu nad łukiem brwiowym- Miałaś niesamowite szczęście, dziewczyno. To się mogło dla ciebie tragicznie skończyć.<br />
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tak, miałam szczęście</i> - przytaknęłam mu w myślach.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po raz kolejny odtworzyłam w głowie moment tamtego wypadku. Kiedy widziałam pędzący prosto na mnie czarny samochód, naprawdę myślałam, że będę musiała umrzeć. To, że tak się nie stało, zawdzięczałam tylko temu odważnemu mężczyźnie. Zamknęłam oczy, próbując przypomnieć sobie jego twarz, niestety bez skutku. Byłam zła na siebie, że nie zapytałam go, jak się nazywa. Chciałam mu się jakoś odwdzięczyć, przecież gdyby nie on, przywieźliby mnie tutaj w foliowym worku. Co by się wtedy stało z babcią?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Myślę, że nie trzeba tego zszywać – powiedział nagle doktor, przyklejając do mojego czoła duży biały plaster – Rana nie jest zbyt głęboka.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To znaczy, że jestem wolna? - spytałam z nadzieją w głosie, wstając równocześnie z łóżka.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak – kiwnął głową lekarz, bacznie mi się przyglądając – Ale przez najbliższe dwa dni musisz unikać wysiłku! - dodał, kiedy stałam przy samych drzwiach sali.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Właśnie miałam wychodzić, ale zatrzymałam się, odwróciłam i z lekkim uśmiechem podziękowałam staremu doktorowi za pomoc. Zdawałam sobie sprawę, że nie byłam cierpliwą pacjentką. Od śmierci rodziców i zdiagnozowaniu choroby babci unikałam szpitali jak ognia. Przywoływały one zbyt wiele bolesnych wspomnień.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie ma sprawy, Lilianno – odpowiedział lekarz, wrzucając do zlewu metalowe narzędzia, którymi wyjmował odłamki szkła z moich ran – uważaj na siebie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Jeszcze raz dziękując, otworzyłam drzwi sali i wyszłam na nieoświetlony korytarz. Już miałam skręcić w prawo, kierując się do głównego wyjścia, ale zatrzymał mnie dobiegający z ciemności lekko zachrypnięty męski głos.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? - spytał właściciel owego głosu, wstając z jednego z krzeseł znajdujących się na korytarzu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Zatrzymałam się w pół kroku, rozpoznając ten głos. Nie mogłam się mylić, wiedziałam, że przede mną stał On, mężczyzna, który mnie uratował. Nie mogłam uwierzyć, że przyjechał tutaj za mną. Momentalnie ułożyłam w głowie formułki: <i>Bardzo dziękuję za uratowanie mojego życia, jestem ci dozgonnie wdzięczna... </i>albo<i> Nie wiem jak mogłabym ci się odwdzięczyć, to co zrobiłeś było niesamowicie odważne... </i>Niestety żadne z tych zdań nie przeszło mi przez gardło. Stałam i patrzyłam, nie wiedząc jak mam się zachować.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Dlaczego? - zdołałam wyjąkąć, za co od razu zganiłam siebie w myślach. Moja reakcja była bardzo niestosowna, ale nie mogłam wydusić z siebie pełnego zdania. Miałam tylko nadzieję, że nieznajomy nie weźmie mi tego za złe.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Mężczyzna podszedł do mnie, w słabym świetle mogłam jedynie dostrzec zarys jego sylwetki. Był ogromny. Ze swoim metrem pięćdziesiąt musiałam wysoko zadrzeć głowę, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Mimo panującego mroku, widziałam dokładnie barwę jego tęczówek. Były błękitne, niczym niebo poza miastem w samo południe.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Instynkt – powiedział, a ja poczułam, że się uśmiecha – Nie mogłem pozwolić, żeby tak pięknej damie stała się krzywda.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Z moich ust dobiegł nerwowy chichot, którego nie mogłam powstrzymać. Zawstydzona spuściłam głowę, by móc pozbierać myśli i wydusić z siebie choć jedno sensowne słowo. Czułam się bardzo niezręcznie, jeszcze nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Dziękuję – powiedziałam nieśmiało, wpatrując się uparcie w swoje buty.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zdawałam sobie sprawę, jak głupio to brzmi, ale nie miałam odwagi podnieść oczu. Niebieskooki bardzo mnie onieśmielał. Biła od niego dziwna energia, która sprawiała, że czułam się przy nim bezpiecznie. Nie umiałam tego wytłumaczyć, przecież w ogóle go nie znałam. Być może moja podświadomość mówiła mi, że mogę mu zaufać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chodź – powiedział – Odwiozę cię do domu<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie, nie trzeba – odrzekłam, odsuwając się nieznacznie od nieznajomego – Już dosyć dla mnie zrobiłeś, nie chcę być problemem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Daj spokój – mówiąc to, położył swoją dłoń na moich plecach i delikatnie popchnął mnie w kierunku klatki schodowej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie wiedząc co mam zrobić, poddałam się mu, ale w głowie miałam setki pytań. W milczeniu minęliśmy pusty korytarz. Jedynym dźwiękiem, który dochodził do moich uszu były – roznoszone przez echo – odgłosy naszych kroków. Mimo iż nie uważałam się za osobę strachliwą, w tej sytuacji czułam pewien dyskomfort, który sprawił, że moje ciało obleciała gęsia skórki. Objęłam się ramionami i obejrzałam się za siebie. Miałam dziwne wrażenie, że za każdym zakrętem czai się bielejąca w mroku zjawa. Przełknęłam głośni ślinę i przyspieszyłam kroku. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Stało się coś? - spytał się, widząc zapewne mój niepokój.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Nie lubię szpitali – powiedziałam cicho, ponownie oglądając się za siebie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zauważyłem , ale to nie powód, żeby odwracać się co pięć kroków! - odparł ze śmiechem, ale nagle spoważniał – Spokojnie. Chcę cię tylko bezpiecznie odwieść do domu. Nie musisz się mnie bać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Wiem, przepraszam – powiedziałam cicho i zatrzymałam się – To co się dzisiaj wydarzyło... - spojrzałam prosto w niebieskie oczy mężczyzny, jąkając się – Wybacz... Ja nie wiem co mam robić, jak mam ci dziękować... Uratowałeś mi życie, a ja nie znam nawet twojego imienia...<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Wreszcie wydusiłam to z siebie. Miałam wobec niego ogromny dług, który musiałam spłacić. Nie wiedziałam tylko jak.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Steve. Steve Rogers – przedstawił się, a ja lekko się uśmiechnęłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Lilianne King – powiedziałam, wyciągając ku niemu rękę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><strike>Nieznajomy</strike> Steve, zamiast ją uścisnąć, pochwycił ją i pocałował mnie w dłoń. Kiedy to zrobił, nogi się pode mną ugięły, a na policzki wyskoczyły mi czerwone rumieńce.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Niezmiernie mi przyjemnie – powiedział, następnie otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zaskoczona jego szarmanckim zachowaniem, przeszłam przez nie, nie odzywając się ani słowem. <span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Nagle usłyszałam dzwoniący w mojej torebce telefon. Jak oparzona otworzyłam torbę i zaczęłam w niej szukać komórki. Po kilkunastu sekundach miałam już ją w ręce. Chciałam odebrać, ale właśnie w tym momencie padła mi bateria nokii.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- O nie! - jęknęłam, gwałtownie potrząsając telefonem – Nie, proszę, nie rób mi tego!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Kiedy przeklinałam w myślach złośliwość rzeczy martwych, poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że Steve wręcza mi swoją komórkę. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i szybko wybrałam numer stacjonarny. Już po sygnale usłyszałam w słuchawce zaniepokojony głos babci.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Gdzie jesteś? - spytała<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- W szpitalu – odpowiedziałam, nie chcąc jej okłamywać – Będę góra za pół godziny. Nic mi się nie stało- oznajmiłam uprzedzając jej pytanie - Muszę kończyć, babciu. Dzwonię z czyjegoś telefonu. Pa.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Steve – powiedziałam, oddając mu telefon – Przepraszam. Ze mną są dzisiaj same problemy. Muszę Ci to jakoś wynagrodzić...<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Nie musisz, Lilianno – rzekł, chowając komórkę do kieszeni swojej kurtki – Chodź, odwiozę cię.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Widząc, że w domu czeka na mnie zdenerwowana babcia, nie oponowałam. Zachowanie Steve'a zaimponowało mi. Zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. W myślach przyrzekłam sobie, że przy pożegnaniu zaproszę go na kawę. Przynajmniej to mogłam dla niego zrobić.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kiedy szliśmy przez puste korytarze szpitala, zdążyłam się mu dobrze przyjrzeć. Był wysokim, dobrze zbudowanym blondynem o kobaltowych oczach. Wyglądał na człowieka, który dbał o swoją sprawność fizyczną, ale nie stronił też od dobrej książki. Był odważny, miły i uczynny. Mężczyzna ideał. Byłam pewna, że na co dzień nie może się odpędzić od kobiet. Z takim wyglądem i manierami na pewno podbił nie jedno niewieście serce.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Zarumieniłam się, kiedy Steve przyłapał mnie na bezwstydnym gapieniu się na jego osobę. Uśmiechnął się, a ja poczułam ciepło bijące z jego oczu. Był niesamowity. Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego spojrzenia, teraz też nie, ale byłam pewna, że w Stevie bardzo łatwo jest się zakochać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Gdzie mieszkasz? - spytał, kiedy wyszliśmy na zewnątrz.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Była już ciemna noc, a z zachodu wiał delikatny wietrzyk, który przynosił znad oceanu chłodne i rześkie powietrze. Wzięłam głęboki wdech. W tym wiecznie zakurzonym mieście świeży powiew wiatru należał do prawdziwej rzadkości.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Erie Street. Manhattan.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Steve nie powiedział nic, poprowadził mnie do żółtej taksówki, stojącej na szpitalnym parkingu i otworzył drzwi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Poczekaj! - szepnęłam, ciągnąc go za rękaw brązowej skórzanej kurtki – Nie stać mnie na taksówkę!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Blondyn odwrócił się i popatrzył na mnie. Spuściłam szybko głowę, wstydząc się zaistniałej sytuacji. Czułam się okropnie. To było bardzo upokarzające.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Lilianno – powiedział Steve lekko zniecierpliwionym głosem – Powiedziałem przecież, że cię odwiozę. Nie utrudniaj mi tego i wskakuj do samochodu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Mimo iż zaskoczył mnie jego ton, nie ruszyłam się z miejsca. Nie chciałam go wykorzystywać. Wiedziałam jednak, że sama sobie nie poradzę. Po chwili wahania wsiadłam do taksówki, a Steve zrobił to samo. Przesunęłam się, robiąc mu miejsce. Czułam się bardzo niezręcznie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Auto ruszyło z piskiem opon, wgniatając mnie w tylne siedzenie samochodu. Patrzyłam jak z każdą sekundą krajobraz za oknem się zmienia. Po dwóch minutach widziałam centrum miasta w pełnej krasie. Oślepiające światła neonów i różnorakich szyldów atakowały mnie z różnych stron. Nawet teraz mogłam usłyszeć wyjące syreny wozów policyjnych. Nowy Jork mnie przerażał, zwłaszcza nocą.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Nie lubisz tego miasta – stwierdził Steve, badawczo mi się przyglądając.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>-Nie – odpowiedziałam, krzyżując ręce na piersi – Jest duże i niebezpieczne – dodałam po krótkiej chwili.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Steve spojrzał na swoje ręce i zamilkł. Grymas na jego twarzy mówił mi, że coś go gryzie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A ty? - spytałam, ciekawa jego odpowiedzi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Mężczyzna westchnął i uśmiechnął się pod nosem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Uwielbiam je – odpowiedział.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Prychnęłam pod nosem.<br />
- Ciekawe za co? - Steve przeniósł swój wzrok z powrotem na mnie, a ja zaczęłam żałować, że nie ugryzłam się w język – Każdego dnia dochodzi tu do dziesiątek morderstw, kradzieży czy gwałtów. Człowiek boi się wyjść z domu, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostanie zmiażdżony przez lecące w jego kierunku czarne BMW – zaczęłam paplać jak najęta, gwałtownie gestykulując rękoma, chcąc zniwelować swój błąd – Przynajmniej raz w tygodniu pojawia się tu super zły złoczyńca, który strzela laserami na lewo i prawo, a grupka samozwańczych bohaterów, którzy nie wiedzą, że bieliznę nosi się pod spodniami, próbuje go powstrzymać...<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Steve zakasłał, zwracając tym samym moją uwagę. Spojrzałam na niego. Śmiał się, choć próbował zamaskować to kaszlem. Myślałam, że się zaraz udusi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To naprawdę tak wygląda? - spytał, patrząc się na mnie pobłażliwym wzrokiem, wciąż się uśmiechając.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Zrozumiałam, że chcąc ukryć swoją głupotę, palnęłam jeszcze większą.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Troszeczkę. Nie śmiej się ze mnie, proszę – powiedziałam, kładąc mu rękę na ramieniu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Niebieskooki zrobił poważną minę, ale nie wytrzymał pięciu sekund i znów wybuchnął gromkim śmiechem, a ja razem z nim. Kiedy się tak śmiałam, poczułam, że zeszło ze mnie ciśnienie. W tym momencie miałam dziwne wrażenie, że znam się ze Steve'em parę lat. Krępująca atmosfera gdzieś przepadła.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Właśnie miałam się zapytać ile ma lat, gdzie pracuje, kiedy taksówka gwałtownie zahamowała, a ja poleciałam do przodu uderzając głową o tył przedniego siedzenia auta. Zabolało, ale szybko doprowadziłam się do porządku, myśląc, że pasy bezpieczeństwa to jednak super sprawa.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Należy się dwadzieścia pięć dolarów i sześćdziesiąt centów – odezwał się taksówkarz.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Steve wyciągnął z kieszeni spodni portfel i wyjął z niego sto dolarów.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Reszty nie trzeba – powiedział i wysiadł z taksówki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Ja chyba śnię </i>– pomyślałam, wychodząc za nim. Za taką kwotę byłabym gotowa wyjść na ladę knajpy w której pracuję i zatańczyć taniec brzucha w spódniczce hula. Nie mogłam uwierzyć, że z taką łatwością można się pozbyć takiej ilości gotówki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Steve? - zagadnęłam, kiedy ruszyliśmy w stronę mojej kamienicy. Opanowałam kołatanie serca i zebrałam się na odwagę – Mogę cię zaprosić jutro na kawę?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie odpowiedział. Zamyślił się. <i>Czyżby nie chciał?</i><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Nie nalegam, oczywiście – dodałam szybko, widząc jego wahanie – Nie chcę się narzucać, pewnie jesteś bardzo zajęty.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Mimo wszystko zrobiło mi się smutno. Miałam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, nie chciałam tak tego kończyć. Spojrzałam na swój blok, na schodzący z szarych ścian tynk. Zdawałam sobie sprawę, że nie był to szczyt luksusów. Kto by chciał się zadawać z dziewczyną z niższych sfer, której nawet nie stać na taksówkę? Spuściłam głowę. Co ja sobie wyobrażałam?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To tutaj – powiedziałam, zatrzymując się i wskazując ręką na drzwi najbliższej klatki schodowej – Dziękuję za wszystko. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Do widzenia.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ruszyłam w stronę swojego mieszkania, nie oglądając się za siebie. Nie chciałam wyjść na bez wdzięczną dziewuchę, ale co mogłam w takiej sytuacji zrobić?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>- Lilianno! - zawołał nagle za mną. Odwróciłam się i spojrzałam na niego – Jutro o czternastej. W Cafe Duke.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="white-space: pre;"> </span>Uśmiechnęłam się i przytaknęłam głową. Cieszyłam się, że będę mogła poznać go bliżej. Było w nim coś, co sprawiało, że czułam się jak dama, którą nie byłam. Był czarujący. Nagle usłyszałam cichutkie pukanie w okno. Spojrzałam w górę i zobaczyłam stojącą w oknie babcię. Zerknęłam na Steve'a. Uśmiechał się. Pomachałam mu i weszłam do kamienicy. Czułam, że Steve odprowadził mnie wzrokiem do samych drzwi.<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "liberation" serif , serif;"><span style="font-size: 12pt;"> </span></span></span></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
______________________<br />
<br />
Najdłuższy rozdział, jaki udało mi się dotychczas napisać.<br />
Jest tak słodki i patetyczny, że nie musicie słodzić herbaty przez tydzień.<br />
<br />
Serdecznie zapraszam na <a href="http://opowiesci-krolestwa-loren.blogspot.com/" target="_blank">Opowieści Królestwa Loren</a>.<br />
<br />
Boję się Twojej reakcji, Wilczyco.Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com42tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-7948915142769465672014-05-10T14:46:00.001+02:002015-12-05T22:38:54.759+01:00Rozdział I*Steve*<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Właśnie wychodziłem z baru szybkiej obsługi, kiedy zobaczyłem sznur policyjnych aut, goniących – jadące z dużą prędkością – czarne BMW. W pewnym momencie policjant otworzył okno radiowozu i zaczął z niego celować służbowym pistoletem do ściganego samochodu. Trafił w tylną oponę auta. Kierowca BMW stracił panowanie nad pojazdem. Widziałem, jak samochód odbił się od ulicznej latarni i - dachując – zbliżał się niebezpiecznie do przystanku autobusowego pełnego ludzi. Reakcja tłumu była niemal natychmiastowa. Wszyscy w popłochu rzucili się do ucieczki. Z jednym wyjątkiem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Bez zastanowienia rzuciłem się w kierunku – sparaliżowanej strachem – dziewczyny. Krzyczałem, żeby się odsunęła, ale ona nie zwróciła uwagi na moje słowa. Jak zaczarowana wpatrywała się w pędzące ku niej auto. Niewiele myśląc podbiegłem do niej, szarpnąłem do góry i pchnąłem ją na zimny chodnik. Zdążyłem zrobić to w ostatniej sekundzie. Chwilę później do moich uszu dobiegł huk wybuchającego – za moimi plecami - samochodu. Odłamki szkła obsypały mnie rzęsistym deszczem, raniąc moje plecy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie zważając na rosnące zamieszanie wokół wypadku, szybko podbiegłem do leżącej na ziemi dziewczyny. Sprawnym ruchem odwróciłem ją na plecy, mając nadzieję, że nic jej się nie stało. Z lekkim niepokojem spojrzałem na jej podrapaną twarz. Z drobnych otarć powoli sączyła się ciemnoczerwona krew. Oczy miała zamknięte, ale z ulgą stwierdziłem, że oddycha.<br />
- Halo – delikatnie potrząsnąłem głową brunetki, uważając, żeby nie zrobić jej większej krzywdy – Słyszysz mnie?<br />
- Tak – wyszeptała, powoli otwierając oczy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Trzęsącą się ręką odgarnęła włosy z czoła, krzywiąc się, kiedy dotknęła krwawiącej rany. Na jej twarzy malował się strach i zdezorientowanie.<br />
- Spokojnie – powiedziałem, pochylają się nad dziewczyną – Pogotowie zaraz przyjedzie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Słysząc to, nieznajoma – ku mojemu pełnemu zdumieniu - momentalnie przeszła do pozycji siedzącej.<br />
- Nie, naprawdę - powiedziała, próbując wstać – Nic mi nie jest.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Widząc, że ledwo trzyma się na nogach, przytrzymałem ją w pasie. Dziewczyna była bardzo niska, nie sięgała mi nawet do ramion.<br />
- Nie ma mowy – powiedziałem, kręcąc głową – te zadrapania powinien obejrzeć lekarz, mogą być w nich odłamki szkła. Poza tym uderzyłaś głową o chodnik. Możesz mieć wstrząs mózgu.<br />
- Ale moja babcia... - wyjąkała – jest sama w domu i zacznie się martwić.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Właśnie miałem powiedzieć, że w tej chwili to nie jest ważne, że pobyt w szpitalu będzie kwestią godziny, ale właśnie nadjechała karetka pogotowia. Korzystając z tego, że dziewczyna jest w dalszym ciągu zbyt oszołomiona i nie zdolna do stawiania oporu, zaprowadziłem ją do najbliższego ambulansu, uważając na porozrzucane po ziemi kawałki czarnego samochodu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Bez słowa przekazałem ją ratownikom, którzy od razu się nią zajęli. Wiedząc, że jest już w dobrych rękach, podszedłem do policjanta, spisującego raport.<br />
- Co się stało? Kto to był? - spytałem funkcjonariusza, głową wskazując na rozbite BMW.<br />
- John Brown, napadł na bank przy Greenwich Street – powiedział, nie spuszczając wzroku z policyjnego notesiku.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Słuchając go, obejrzałem się za siebie i zobaczyłem, jak ratownicy pomagają wsiąść dziewczynie do karetki. Brunetka podłapała moje spojrzenie.<br />
- Dziękuje – wyczytałem z ruchu jej ust.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Uśmiechnąłem się do niej ciepło, zostawiłem policjanta i zacząłem przepychać się przez bezmyślny tłum gapiów. Ruszyłem w kierunku swojegoo motoru, zaparkowanego dwie ulice dalej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Postanowiłem nie zawiadamiać Starka o tym wypadku. Bandyta został już złapany, więc nie było sensu mieszać w to Avengersów.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałem na zegarek. Za dziesięć minut miałem rozpocząć trening z Sokolim Okiem, ale kiedy odpaliłem harleya poczułem, że powinienem być teraz w innym miejscu. Wyjechałem z ruchliwej ulicy i podążyłem za jadącą na sygnale karetką.<br />
<div>
<br /></div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com25tag:blogger.com,1999:blog-4988586188211989969.post-33607423016123638562014-04-30T20:17:00.002+02:002015-12-05T21:29:12.851+01:00Prolog<strike><i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> *</span></i>Lilianne*</strike><br />
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"><br /></span></i>
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>„Nowy Jork. Najludniejsze miasto Stanów Zjednoczonych, centrum jednej z największych aglomeracji świata. Miejsce, w którym wszystko jest możliwe ...” </i><br />
<br />
<span style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałam w górę. Moim oczom ukazał się - tak dobrze znany mi – widok drapaczy chmur. Nienawidziłam tego miasta. Nienawidziłam go z całego mojego serca. Ten hałas, zgiełk, bezosobowy tłum mieszkańców – to wszystko sprawiało, że czułam się tutaj obco. Nigdy nie mogłam zrozumieć ludzi, którzy wybierali Nowy Jork na miejsce swojego zamieszkania. Dla mnie to miasto było pułapką bez wyjścia.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Powoli zapadał wieczór. Ostatnie promienie słońca rzucały swoje żółtawe światło na szklane ściany budynków. Tak jak co dzień, zatrzymałam się przed jedną z licznych piekarni w mieście i weszłam do środka.<br />
- To co zwykle, poproszę – powiedziałam, podchodząc do lady.<br />
- Ciężki dzień? - spytał mnie pan Robinson, właściciel owej piekarni, pakując do papierowej torby ciepłe bułeczki.<br />
- Nawet nie wie pan, jak bardzo – westchnęłam, wyjmując z portfela półtora dolara.<br />
- Powinnaś trochę odpocząć, Lilianne. Zdaję sobie sprawę, że Twoja sytuacja jest niewesoła, ale mimo wszystko powinnaś wziąć sobie parę dni wolnego.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałam na pana Robinsona i lekko się uśmiechnęłam. Od pięciu lat byłam stałą klientką tego sklepu, a pan Robinson zdążył mnie przez ten czas bardzo dobrze poznać . Martwił się o mnie, to było widać w jego oczach.<br />
- Jutro robimy inwentaryzację - odpowiedziałam, pakując pieczywo do mojej skórzanej torebki – Myślę, że bar będzie zamknięty przynajmniej przez kilka dni...<br />
- Chociaż tyle – powiedział pan Robinson, robiąc przy tym dziwną minę. Sprawiał wrażenie człowieka, który usilnie się nad czymś zastanawiał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zerknęłam na zegarek i ze zgrozą stwierdziłam, że za parę minut odjeżdża mi jeden z ostatnich pociągów metra.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span>Podziękowałam grzecznie za bułki i wyszłam z powrotem na ruchliwą ulicę. Wzięłam głęboki wdech. W powietrzu unosił się nieznośny zapach spalin i kurzu. Szybkim krokiem kierowałam się w stronę metra. Byłam bardzo zmęczona. Najchętniej położyłabym się na pierwszej lepszej ławce. Chciałam choć na chwilę zamknąć oczy i zanurzyć się w stanie cudownego niebytu. <br />
<span style="white-space: pre;"> </span>Moje niewesołe myśli przerwał dźwięk dzwoniącej komórki. Odebrałam telefon i przyłożyłam go do ucha.<br />
- Anne - usłyszałam w słuchawce znajomy głos mojej babci - Kiedy wrócisz do domu?<br />
- Nie wiem, babciu - odpowiedziałam, próbując przekrzyczeć zgiełk ulicy – Powinnam być za jakieś piętnaście minut.<br />
- Czekam - powiedziała i rozłączyła się.<br />
<span style="white-space: pre;"> </span>Nagle powietrze przeszył odgłos padających strzałów i wycie policyjnej syreny. Obejrzałam się i zobaczyłam pędzący - prosto na mnie - samochód ścigany przez policję. Jak zaczarowana patrzyłam, jak auto z każdą sekundą zbliża się w moją stronę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Podświadomość kazała mi uciekać, ale moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Podobno w takich sytuacjach ludzie odtwarzają sobie w głowie momenty z całego swojego życia. Ja nie byłam w stanie nawet zamknąć oczu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kątem oka zobaczyłam, że wszyscy przechodnie obok mnie rzucają się w panice do ucieczki. Stałam na chodniku zupełnie sama. Ktoś do mnie coś krzyczał, ale nie zrozumiałam słów.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie mogąc się ruszyć, obserwowałam zbliżające się pojazdy. Widziałam wszystko bardzo dokładnie, tak jakby cała ta akcja działa się w zwolnionym tempie, choć wiedziałam, że była to kwestia tylko setnych ułamków sekundy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kiedy od zderzenia z samochodem dzieliło mnie kilkanaście metrów, zamknęłam oczy i przygotowałam się na śmierć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<br />
____________________________________________<br />
Ot i mamy prolog.<br />
Nie jestem z niego całkowicie zadowolona, ponieważ inaczej go sobie wyobraziłam.<br />
Jak widać akcja toczy się swoim własnym życiem i aż się boję, co z tego wyniknie.<br />
<br />Resshttp://www.blogger.com/profile/13822616630758745391noreply@blogger.com30